Sierpień i wrzesień są czasem ważnych rocznic. Przypominamy wydarzenia, które większość pamięta jedynie z lekcji historii. Obchodzimy zarówno tragiczne rocznice: Powstania Warszawskiego (1.08.1944 r. – 3.10.1944 r.) i wybuchu II wojny światowej (1.09.1939 r.), jak i te radosne: “Cudu nad Wisłą” (15.08.1920 r.) i powstania “Solidarności” (porozumienia sierpniowe 31.08.1980 r.).
Ale przecież nie te historyczne wydarzenia powodują, iż od kilku lat nie ma w mediach sezonu ogórkowego. Sytuacja polityczna i niegasnące konflikty zbrojne w wielu regionach świata, zamachy terrorystyczne i rosnące zniechęcenie dużej części społeczeństw do demokratycznych instytucji to tylko niektóre problemy, o jakich donoszą media. I chociaż są to na ogół bardzo przerażające doniesienia, “żyją” w naszej świadomości krótko, wypierane przez nowe. Pogoń mediów za “niusami” sprawia, iż podchodzimy do nich bez głębszej refleksji.
Odnoszę wrażenie, że obojętniejemy zarówno na złe, jak i dobre informacje. Czy jest to rezultat zalewu informacji, bombardujących nas zewsząd nieomal z prędkością światła? Czy też nie umiemy, a może nie chcemy, ponieść wysiłku, by dokonać selekcji tego, co do nas dociera?
Na łamach “Przeglądu Technicznego”, czasopisma promującego twórców techniki i ich dzieła, zwracamy uwagę nie tylko na to, jak te urządzenia powstają i jak działają, a również czemu służą. Tak się też rzecz ma z nowoczesnymi nośnikami informacji. Stworzyliśmy wspaniałe narzędzia do komunikowania się, gromadzenia danych, korzystania z dorobku i wiedzy poprzedników. Jednocześnie stworzyliśmy narzędzie, które często przerasta nasze możliwości wykorzystania go. Nie zawsze też służy naszemu dobru. Ale tak było i jest z każdym urządzeniem technicznym. To nie ono, ale my decydujemy, jak je użyć.
Wrzesień to także początek roku szkolnego. Jest to dobry czas do dyskusji o tym, czego i jak mamy uczyć naszą młodzież? Najważniejsze jest jednak nie tylko to, co ma umieć absolwent danego stopnia szkoły, ale jaki ma być. Bo przy tak ogromnej dynamice rozwoju trudno dziś przewidzieć, jaka wiedza i umiejętności będą mu potrzebne, gdy osiągnie pełnoletność i pełnię kariery zawodowej. Powinniśmy więc nauczać go, jak korzystać ze środków technicznych i jak tworzyć nowe. Jednocześnie powinien wiedzieć, jakie są i mogą być uwarunkowania społeczne i kulturowe tworzenia i korzystania z nowych wytworów techniki. Dlatego nie można zapominać o przekazywaniu wiedzy ogólnej, humanistycznej i wychowywaniu. Nauczenie zrozumienia techniki, jako wytworu intelektu i rąk człowieka, powinno wejść do ramy programowej. Świat, w którym żyjemy i w którym przyjdzie żyć przyszłym pokoleniom, jest w dużej mierze wytworem myśli i rąk inżynierów. Wiedzą oni dobrze, iż muszą te swoje “dzieła” wkomponować w środowisko, które nas otacza, tak by z dóbr naturalnych mogli korzystać nasi następcy.
Tego “współmieszkania” przyrody z techniką trzeba uczyć, gdyż bez tej umiejętności nie da się rozwijać cywilizacji zwanej techniczną, która przecież wyrosła na gruncie wartości humanistycznych. Starożytni twórcy cywilizacji byli jednocześnie filozofami i etykami. A wielcy ludzie renesansu, jak Leonardo da Vinci, łączyli zdolności artystyczne z wiedzą techniczną. Rozumienie techniki i umiejętność jej tworzenia to nie tylko wiedza specjalistyczna, ale także znajomość historii rozwoju cywilizacji, w który ludzie techniki wnieśli ogromny wkład.
Dlatego niezrozumiała jest – dla środowiska technicznego, a myślę, że i dla znacznej części historyków – sytuacja, w jakiej znalazło się Muzeum Techniki i Przemysłu NOT
w Warszawie. Wszyscy uważają, że jest potrzebne, tylko nikt nie może (czy nie chce) znaleźć rozwiązania systemowego, które pozwoli z tej placówki uczynić Narodowe Muzeum Techniki. A przecież mamy z czego być dumni i możemy pokazać, ile polscy uczeni i inżynierowie wnieśli do materialnego i duchowego dorobku ludzkości.
Ewa Mańkiewicz-Cudny