Na progu nowego roku akademickiego polska nauka stoi przed rewolucyjnymi zmianami. Odnosi się to zarówno do szkolnictwa wyższego jak i tzw. nauki przemysłowej uprawianej w instytutach badawczych.
Od wielu miesięcy środowiska techniczne prowadzą ożywioną dyskusję na temat miejsca i roli tych instytutów. Z czasem przeszły głębokie zmiany strukturalne, organizacyjne i finansowe. Okrzepły, powstały dobre zespoły ludzi, którzy umieli nawiązać relacje z gospodarką. Dorobek nauki przemysłowej jest naprawdę imponujący. Mamy kilkanaście instytutów na wysokim poziomie, których wdrożenia przełożyły się na sukcesy ekonomiczne przedsiębiorstw oraz współpracujących z nimi badaczy. Ich początki sięgają często II RP. Miarą sukcesów jest też stworzenie wokół siebie grupy współdziałających firm, a w ślad za tym wejście na międzynarodowe rynki.
Mamy instytuty, które świadczą usługi naukowe renomowanym koncernom światowym, pracujące w obszarze zaawansowanych technologii z międzynarodowymi uprawnieniami do nadawania znaków i certyfikatów. Dzięki temu wiele polskich firm znajduje międzynarodowe rynki zbytu.
Czy przeprowadzana obecnie reforma, której symbolem jest Łuksiewicz nie spowolni a nawet nie zahamuje ich rozwoju?
Jeżeli wyrażamy w tym miejscu pewne obawy o przyszłość nauki bezpośrednio współdziałającej z firmami nie oznacza to wcale, że nie widzimy konieczności reform. Rzecz w tym, by nie była to zmiana dla zmiany (że o podejrzeniach czystek kadrowych nie wspomnę), a działanie mające na celu poprawienie efektywności komercjalizacji badań naukowych.
Środowisko techniczne skupione w stowarzyszeniach naukowo-technicznych wiele analiz i dyskusji poświeciło stanowi innowacyjności polskiej gospodarki. Praktycznie od XXII Kongresu Techników Polskich (Poznań, 2002) przez organizację corocznych 14 już Forów Inżynierskich do XXV Kongresu Techników Polskich (Wrocław, 2016) we współdziałaniu z Konferencją Rektorów Polskich Uczelni Technicznych, Radą Główną Instytutów Badawczych, organizacjami biznesowymi zwracaliśmy uwagę na różne bariery innowacyjności. Analizowaliśmy na nich wybrane dziedziny techniki, skupiając się na przykładach pozytywnych. Warunki, w jakich wiele konkretnych placówek naukowych osiąga sukcesy wdrożeniowe, były analizowane by stać się podstawą do przygotowania nowych regulacji prawnych.
Oczywiście najważniejszym czynnikiem sprzyjającym praktycznemu przełożeniu rozwiązania naukowego w nowy wyrób czy technologię jest poziom finansowania b+r. Wiadomo, że jeśli nakłady na naukę są mniejsze niż 1% PKB, o sukcesach w innowacyjności nie ma co mówić. Nam niestety ciągle nie udało się tego poziomu osiągnięć. Tak jak Unii Europejskiej nie udało się zrealizować Deklaracji Lizbońskiej (3% PKB na b+r).
Czy proponowana przez resort nauki reforma uczelni akademickich i instytutów badawczych zagwarantuje jakościowy i ilościowy skok innowacyjności? Myślę, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nowe rozwiązania nie uwzględniają większości wniosków i postulatów środowiska. Z drugiej strony przed taką całkowitą rewolucją może należałoby przeprowadzić projekt pilotażowy. Warto przetestować zmiany w zakresie, który w razie niepowodzeń będzie możliwy do „odkręcenia”.
Rezultaty badań naukowych, wynalazki i patenty nie powstają na taśmie produkcyjnej. Wymagają oprócz pieniędzy i wyposażenia (często bardzo precyzyjnego i drogiego), zgranych zespołów ludzi kreatywnych, często nietuzinkowych o wybitnych umysłach i zdolnościach. Żeby więc reformy w nauce (niewątpliwie potrzebne) naprawiły to co złe, a nie pogorszyły tego co funkcjonuje dobrze, trzeba uwzględniać aspekt intelektualnego potencjału ludzi kreatywnych – słowem wsłuchać się w głosy środowisk.
Ewa Mańkiewicz-Cudny