Od dobrych kilku lat ani potwór z Loch Ness, ani żaden inny nie dominuje w mediach. Świat polityki, i to nie tylko w Polsce, na tyle się skomplikował, że nawet latem jesteśmy bombardowani informacjami, które nie są kaczką dziennikarską. Z pewnością jednak nie błahym wydarzeniem są, trwające praktycznie od kwietnia, upały.
W Polsce były od zawsze znane tzw. opady świętojańskie (przełom czerwca i lipca), które często powodowały letnie powodzie. Pamiętamy szczególnie powódź z 1997 r., chociaż w następnych latach również mniejsze czy większe rejony kraju zalewała woda. Tegoroczne lato przyniosło suszę.
Warto więc zastanowić się nad ciągle kontrowersyjnym tematem zmian klimatu. Niezależnie od tego, czy ktoś wierzy, iż dotykające glob gwałtowne i niekorzystne zjawiska atmosferyczne są wynikiem działań człowieka czy naturalnych procesów klimatycznych, fakt, iż klimat się zmienia, powinien stać się podstawą do poważnej dyskusji na temat, co możemy zrobić, by zminimalizować jego skutki? Chodzi przecież o to, by być przygotowanym i przeżyć tropikalną aurę w kraju o klimacie umiarkowanym, do którego w Polsce przywykliśmy.
Przeżyć nie oznacza jednak wcale włączyć klimatyzator w pomieszczeniu czy środku transportu i czuć się w miarę komfortowo. Spójrzmy wokoło na coraz bardziej zabetonowaną powierzchnię, która nagrzewając się w czasie upałów, zwiększa poczucie „gorąca”. Czy rzeczywiście z tym „betonem” świat wokół nas jest bardziej przyjazny człowiekowi? Myślę, że nie.
Z przerażeniem patrzę, jak są wycinane drzewa pod drogi rowerowe, bo komuś nie chce się pomyśleć, jak je inaczej poprowadzić, by ludzie korzystali z rowerów i jednocześnie nie dostawali udaru od promieniowania słonecznego. Wydaje się oczywiste, iż drzewa są niezbędne i trzeba ich zachowywać jak najwięcej, a przede wszystkim sadzić nowe. Co wcale nie oznacza, że nie trzeba usuwać starych, grożących zawaleniem czy opanowanych przez choroby. Niestety tegoroczna obserwacja wakacyjna różnych miejsc w Polsce dała mi zupełnie inny obraz gospodarki drzewami. Energetycy obcinają korony wchodzące w przewody elektryczne. Nie formują ich jednak i drzewo ma konary z jednej strony, a z drugiej jest „łyse”. Stwarza to niebezpieczeństwo, że silne wiatry przewrócą drzewo i narobią szkód. Obawiając się tragicznych skutków takich zdarzeń, w wielu miejscach wycina się zdrowe drzewa, a miejsce wokół szybko staje się kamienną pustynią.
Przed wyborami samorządowymi znacznie ożywiały się inwestycje drogowe i budowa ścieżek rowerowych. W Druskienikach (gdzie spędzałam urlop) widziałam, jak są one prowadzone z zachowaniem niezbędnych człowiekowi do życia drzew. Z pewnością i w Polsce są samorządy, a szczególnie osoby kandydujące do władz wsi, gminy, miasta, powiatu czy województwa, uwzględniające pozytywny wpływ drzew i krzewów na dobrostan człowieka. Wprawdzie wymaga to pielęgnacji i zabiegów, odpowiedniego prowadzenia i sprzątania liści jesienią, ale w perspektywie dłuższej niż jeden rok czy jedna kadencja to się na pewno opłaci, przede wszystkim ze względu na zdrowie mieszkańców.
Może dobrze byłoby też poszerzyć szkolne programy nauki biologii i wprowadzić do nich nie tylko wiedzę o komórkach, tkankach itp., ale coś, co kiedyś nazywano przyrodą. Wiedza o tym, jaka ona jest w naszym kraju i dlaczego właśnie taka się uformowała przez wieki, jest wśród młodych Polaków praktycznie żadna. Chociaż wielu z nich pozytywnie wypełni odpowiednie testy i zaliczy egzamin (może nawet na „6”).
Dlatego mniej spierajmy się, kto jest lub nie jest winien zmianom klimatu, ale pomyślmy, co powinniśmy zrobić, aby zminimalizować ich negatywne skutki.
Ewa Mańkiewicz-Cudny