Niedawna awaria rurociągu przesyłającego warszawskie ścieki do oczyszczalni uświadomiła nam jak „gówno” może być polityczne. Jeden z ważnych polityków partii rządzącej oznajmił w mediach, że tę awarię można porównać do katastrofy elektrowni w Czarnobylu. Mogę domniemywać, że ów polityk, słynący z różnych dziwnych wypowiedzi i być może tym zawdzięczający swoje awanse, chciał tymi słowami uderzyć w prezydenta Warszawy, który jest mocnym filarem opozycji. Nie bierze on jednak udziału w najbliższych wyborach i nie on zawinił, że „rura” pękła, tylko jakiś czynnik – na razie trudny do określenia – techniczny lub przyrodniczy. Specjaliści, inżynierowie, badają awarię i poszukują jej przyczyn.
Tych, którzy awarię chcieli wykorzystać do celów politycznych i przy okazji zabłysnąć wątpliwym intelektem, było wielu. Na szczęście premier uznał, że Wisła to dobro całego narodu, a nie opcji politycznej i rząd szybko podjął decyzję o włączeniu wojska do ratowania wód rzeki. Czas całkowitego usunięcia awarii może być długi, a na razie ścieki do oczyszczalni Czajka są transportowane dzięki postawieniu mostu pontonowego. Skutki awarii nie okazały się aż tak straszne, jak oceniali eksperci-ekolodzy, ale jednak są i w tzw. awaryjnej sytuacji trzeba im zapobiegać, a nie politycznie szukać winnych.
Winnych innemu – mało znanemu – nieszczęściu ekologicznemu trudno będzie znaleźć, patrząc na setki tysięcy młodych drzew, które uschły tego lata przy autostradach, drogach i ulicach. Winna była głównie susza, ale czy z góry nie skazano tych drzew na śmierć, zupełnie ich nie podlewając, gdy tylko zaobserwowano, że więdną? Szkółkarze twierdzą, że zakupiono sadzonki nieukorzenione, tanie, a ja mam wrażenie, że drzewkom przy autostradach nie dano szans na przeżycie, bo nie ma dróg, aby mogła dojechać tam cysterna z wodą.
Koszty nowych nasadzeń poniosą m.in. Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad oraz samorządy gminne i powiatowe finansujące budowę dróg lokalnych, chwalące się statystykami posadzonych, a nie rosnących młodych drzew. Co ciekawe, nie tylko kandydaci na posłów i senatorów, ale także tzw. ekolodzy jakoś o tej zniszczonej na starcie przyrodzie nie mówią. Nie da się wypowiedziami na ten temat zwiększyć poparcia ani zarobić (trudno oprotestować). Zawiesili swoje wypowiedzi przeciwnicy spiętrzenia Wisły w okolicy Nieszawy. W tym roku nie tylko chroniłaby ona tamę we Włocławku, ale mogła dostarczać wody do podlewania wysuszonych upraw.
Dało się natomiast nagłośnić swoje istnienie, oprotestowując usuwanie z lasów drzew porażonych przez kornika drukarza. W tym przypadku błąd popełnił minister Jan Szyszko. ogłaszając zwiększenie pozyskiwania drewna, a mógł to zrobić np. prof. Jacek Hilszczański – entomolog. Miałem wrażenie, że tzw. obrońcy Puszczy Białowieskiej, a faktycznie obrońcy kornika drukarza, wykorzystali ten zbieg okoliczności do zaatakowania mało lubianego ministra. Dlatego biorąc pod uwagę warszawsko-wiślany dramat i kwestie „kornika drukarza”, marzy mi się ekologia ponad podziałami politycznymi.
Wszyscy chcemy oddychać czystym powietrzem, podziwiać piękno przyrody i nie bać się niespodziewanych zjawisk przyrodniczych. Na szczęście już blisko 90% naszego społeczeństwa wierzy, że to od postępowania każdego z nas, czyli wszystkich ludzi na Ziemi, tak wiele zależy w kwestiach klimatu i nie tylko. Są jednak jednostki, które mogą uczynić tu dużo zła. Było o takim człowieku słychać, gdy płonęła Puszcza Amazońska, a prezydent Brazylii nie chciał nawet przyjąć pomocy do jej gaszenia.
Henryk Piekut