Pandemia koronawirusa, która wywołuje tak wiele obaw, a nawet strachu o zdrowie nasze i naszych bliskich, zatrzymała nas w domach i spowolniła pęd życia. Rodzi się pytanie, czy pomimo tych wszystkich negatywów, które nas dotykają, potrafimy wykorzystać czas spowolnienia?
W mediach roi się od porad, jak spędzać czas z bliskimi, by się nie znienawidzić, a wręcz odwrotnie nauczyć się słuchać i rozmawiać. Pomimo dość wysokiego nasycenia domów, urzędów i miejsc pracy sprzętem informatycznym oraz praktycznie nieodrywania wzroku i palca od smartfonów i laptopów, okazało się, że szkoła i większość instytucji nie są przygotowane do sprawnego funkcjonowania. Warto więc jeszcze raz przypomnieć, iż każde urządzenie jest tylko narzędziem. O tym, czy je wykorzystamy dla naszego pożytku, decyduje człowiek. Pomimo ogromnego zaawansowania technologicznego ludzkość nie radzi sobie z wieloma problemami spowodowanymi epidemią i to nie tylko medycznymi, ale też społecznymi, ekonomicznymi i chyba mentalnymi.
Wielu socjologów głosi, że świat po pandemii będzie inny, w domyśle: lepszy? Mam co do tego poważne wątpliwości. Wskazuje na to analiza zachowań społecznych, jakie występowały po różnych klęskach. Obserwujemy odwrót od korzystania z wiedzy specjalistów i częste lekceważenie głosu ludzi nauki i techniki tylko dlatego, że np. nie pasują nam ich poglądy polityczne. Ostatnio „Przegląd Techniczny” wiele miejsca poświęcał upadkowi autorytetów, zwracając uwagę na negatywną rolę, jaką pseudonauka odgrywała i nadal odgrywa w dziejach ludzkości. Mam na myśli m.in. „antyszczepionkowców” czy osoby niedostrzegające zmian klimatu. Przypominam to, bo chciałabym, aby po pandemii – w mającym się zmienić świecie – zostało przywrócone właściwe miejsce dla ludzi nauki i techniki, ale nie tylko dla tych, którzy dla chwilowych korzyści potakują władzy.
Mam więc nadzieję, że opinie organizacji pozarządowych, powstające w wyniku tzw. konsultacji społecznych, nie trafią do przepastnych szuflad urzędników wysokiej i niskiej rangi. Jest to powszechne zjawisko. Skarżyli się na nie uczestnicy Światowego Kongresu Inżynierów (Melbourne, listopad 2019). Od pewnego czasu politycy w wielu krajach nie za bardzo lubią, a często wręcz zwalczają, specjalistów, którzy wskazują nie tylko pozytywne rezultaty podejmowanych przez nich decyzji.
Wprawdzie teraz media pełne są wypowiedzi specjalistów: epidemiologów, wirusologów, psychologów czy socjologów, to jednak odnoszę wrażenie, że nie do końca są one uwzględniane przy podejmowaniu wielu decyzji. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie propozycje można uwzględnić. Dobrze jednak byłoby, gdyby dialog społeczny nie ograniczał się do stwierdzenia: „wiemy lepiej”. Na władzach państwowych, lokalnych, zarządzających firmami i organizacjami na całym świecie ciąży dziś wielka odpowiedzialność. Z pewnością nie ma możliwości podejmowania decyzji, które by wszystkim odpowiadały. Dlatego ta odpowiedzialność ma nie tylko wymiar polityczny, ale przede wszystkim dotyczy kosztów społecznych. Jest to cena sprawowania władzy, która dziś oznacza nie zaszczyty, ale trudne wybory i liczenie się z ich skutkami humanitarnymi i ekonomicznymi. Nie należy więc przechodzić obojętnie wobec stanowiska specjalistów, przedsiębiorców i ekonomistów.
Zamknięci w domach, ograniczyliśmy konsumpcyjny styl życia. Może jest to dobry czas na zastanowienie się, czy model, w którym ciągle chcemy mieć coś nowego ze świata materialnego, a nie coś lepszego w naszej głowie i w relacjach z innymi, jest na pewno właściwy? Powraca pytanie „mieć czy być?”. Ale też pojawia się wiele innych. Czy trzeba betonować każdy skrawek ziemi, by zaparkować kolejny pojazd lub dlatego, że łatwiej utrzymać w porządku kawałek betonu niż kawałek trawnika? Czy wszędzie musimy korygować przyrodę, wycinać drzewa, prostować rzeki?
Na razie skupiamy się na zahamowaniu rozszerzającej się epidemii i ograniczeniu jej negatywnych skutków. Ale przecież nasza planeta zmaga się z wieloma innymi problemami. Gdy piszę ten tekst, praktycznie nie ma od dłuższego czasu opadów, a zima była bezśnieżna. I tak jest od kilku już lat. Jeśli susza nałoży się na recesję wywołaną pandemią, to kto wyrówna rolnikom spadek produkcji? A jak dotknie nie tylko Polskę, to gdzie i za jakie pieniądze kupimy brakującą żywność? Jak więc wykorzystać osiągnięcia nauki, aby nie pogłębiać dalej nadmiernej eksploatacji Ziemi, a jednocześnie nie spowodować społecznego niezadowolenia?
Jest to zadanie dla światowej klasy politycznej oraz dla ludzi nauki, zarówno humanistów, jak i twórców techniki. Nawet ci, którzy uważają, że to nie działalność człowieka wywołuje zmiany klimatyczne, będą zmuszeni do przygotowania się do życia w niespotykanych w ich części świata upałach lub huraganach.
Od pewnego czasu przyroda naszej planety, a może i poza nią, daje nam do zrozumienia, że powinniśmy ją lepiej traktować. Niestety, człowiek współczesny otoczony zasłaniającymi słońce i niebo kamiennymi budowlami, zabetonowaną ziemią, zanieczyszczonym powietrzem, żyjąc z daleka od przyrody, nie widzi i nie słyszy jej głosu! Patrząc na piękny wiosenny świat przez szyby naszych domów, spróbujmy odnaleźć w sobie trochę uśpionych instynktów pierwotnego człowieka, wsłuchać się w głos świata przyrodniczego. Wykorzystajmy czas mniejszej aktywności fizycznej na to, na co go do tej pory nie mieliśmy, a może nie chcieliśmy mieć? Życzę, byśmy po tym tragicznym i budzącym strach okresie epidemii, umieli mądrze korzystać z dotychczasowego dorobku ludzkości.
Ewa Mańkiewicz-Cudny