Koronawirus odsunął na dalszy plan wiele ważnych problemów. Takim jest m.in. energetyka. Od lat możemy zachwycać się mniej lub bardziej udanymi programami jej uzdrowienia i rozwoju. Istne perpetuum mobile legislacji i pisania programów sanacji. Każdy zwrot w postaci kolejnego programu energetycznego nie jest zrealizowany do końca, a mimo to przekłada się na spore wydatki, które niestety nie dają pożądanych efektów. Odbiorcy energii jeszcze nie protestuje przeciwko elektrowniom z kotłami opalanymi węglem. Jednakże zaprotestują przeciwko puszczaniu z dymem pieniędzy, bo to oni je wykładają!. A tak miało się stać w przypadku elektrowni Ostrołęka. Niewiele dni brakowało, abyśmy w Polsce stali się posiadaczami megakotła dostarczonego nam z chińskiej fabryki amerykańskiego koncernu General Electric zlokalizowanej w Wuhan.
Uważam, że z powodu rezygnacji z bloku energetycznego w Ostrołęce nikt płakać nie będzie. Od samego początku nie wróżono temu przedsięwzięciu powodzenia. Decyzję przeforsowano wbrew logice. Ostrołęcka „ostatnia elektrownia węglowa” w Polsce miała kosztować ok. 6 mld złotych brutto. Niestety ta irracjonalna decyzja już uszczupliła majątek podatników o miliard złotych. I jeszcze będzie nas kosztować. Strony muszą bowiem uzgodnić poniesione już wydatki. I ile tak naprawdę podatnicy zapłacą, najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy. Energa i Enea, a obecnie Orlen, który przejął rolę inwestora, i firmy wykonujące mogą powołać się na tajemnicę handlową związaną z realizacją kontraktu.
Najpierw decydenci liczyli na rentę zacofania (wypłacaną przez Komisję Europejską) z tytułu stosowania archaicznej metody palenia węglem w elektrowniach. Coś z tego tytułu na przestrzeni kilkunastu lat otrzymaliśmy, ale liczyliśmy na dużo więcej. Czy się nie przeliczymy? („Węgiel w matni ideologii", PT 25/2919). Teraz mamy rozbudzone apetyty na miliardy euro z tytułu wprowadzenia „Zielonego ładu”(„O unijnych finansach", PT 2-3/2020).
A jak będzie wyglądała poddana sprawiedliwej transformacji energetyka polska za dwadzieścia parę lat? Wiceprezes Tauronu Jarosław Broda twierdzi, że „polityka energetyczna nie powinna określać, ile będzie wiatru, gazu, węgla czy fotowoltaiki, bowiem te projekcje będą się zmieniać w zależności od tempa spadku cen technologii. Musimy mieć kluczowe parametry: zapotrzebowanie na energię, bezpieczeństwo energetyczne, uregulowanie kwestii kosztów energii, w tym ubóstwa energetycznego, oraz dane o wpływie energetyki na środowisko i klimat. A miks energetyczny powinien być pochodną tego, co się dzieje na rynku i skuteczności zachęt inwestycyjnych”.
Paweł Skowroński, b. wiceprezes PGE, kierujący teraz m.in. programem NCBR „Elektrociepłownia Przyszłości”, zwraca uwagę, że w sprawiedliwej transformacji pozytywną rolę powinno odegrać ciepłownictwo. Podobnie uważa wiceprezes PGNiG Arkadiusz Sekściński, stwierdzając, że należy położyć mocny nacisk na małe bloki kogeneracyjne.
Jeśli ożywiamy „śpiące aktywa” w postaci ciepłownictwa kogeneracyjnego, to czy rzeczywiście przyspieszą one tempo pozbywania się „toksycznych aktywów”, za jakie uważa się węgiel? Aby tak się stało, nakłady na nowe technologie OZE w ciepłownictwie w najbliższej dekadzie nie powinny być mniejsze niż... 81,5 mld zł. To duża kwota. A do 2030 r. w ciepłownictwie systemowym i indywidualnym trzeba wycofać 84 GWt mocy instalacji opartych na węglu. Forum Energii wylicza, że osiągnięcie 40% udziału OZE w ciepłownictwie oznaczałoby roczny przyrost mocy OZE w latach 2021-2030 na poziomie nawet 4 GWt. Skoro węgiel i energetykę jądrową uznano w UE za „technologie przejściowe", faktycznie nie mamy dużego pola manewru i należy wreszcie od słów przejść do czynów i za każdą zmianą nie zaczynać wszystkiego od nowa!
Marek Bielski