Wprawdzie astronomiczna jesień zaczyna się dopiero 22 września, ale praktycznie już w sierpniu czuło się jesień i to nie tylko w przyrodzie. Od kilku lat w okresie letnim dzieje się tak dużo, że dziennikarze zapomnieli już co znaczy sezon ogórkowy. I nawet sprawozdania z dwóch Olimpiad 2020, odbywających się w Tokio rok później, nie stanowiły najważniejszych informacji dnia.
Pandemia latem nieco odpuściła (co miało miejsce i w 2020 r.), toteż temat niedoinwestowanej służby zdrowia, protesty medyków, nie pojawiał się w medialnych czołówkach. A szkoda, bo może kiedyś trzeba w końcu zacząć efektywną reformę systemu opieki zdrowotnej, a nie tylko mówić o jej konieczności, gdy szaleje grypa, COVID lub gdy biały personel zakłada białe miasteczko pod Sejmem.
Technika znacznie wzmocniła medycynę zarówno w diagnostyce i terapii, ale też spowodowała ich znaczne podrożenie. A za tym idzie fakt, że nie wszystkich na wszystko stać, wliczając w to państwo.
Tematem dominującym w kraju był „Polski Ład” - rządowy plan odbudowy polskiej gospodarki po pandemii COVID-19. Dyskusję o zawartych w nim propozycjach, m.in. zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia, jak też zwiększenia obciążeń zwykłego obywatela, trudno nazwać merytoryczną. Była to z jednej strony - autorów programu - intensywna akcja marketingowa, a ze strony opozycji negacja całości. Rzeczowe argumenty części ekonomistów i przedsiębiorców twórcy „Polskiego Ładu” lekceważyli, zamiast przyjąć konstruktywną krytykę i podjąć z oponentami merytoryczną dyskusję.
Brak jej odczuwamy nie tylko w odniesieniu do służby zdrowia. Po prostu, oduczyliśmy się rozmawiać. Wielu polityków i publicystów mówi o tym z ubolewaniem, ale tak naprawdę nikt nie przerywa „chocholego tańca” inwektyw, wulgaryzmów, ataków personalnych i - mówiąc oględnie - braku elementarnych zasad dobrego wychowania, jakie powinny obowiązywać szczególnie w sferze publicznej. Zarzut braku kultury wypowiedzi można postawić każdej ze stron sporu politycznego. Co gorsza, ten fatalny styl wymiany poglądów przeniósł się na inne dziedziny życia społecznego, nie omija kultury, edukacji, a nawet organizacji pozarządowych, jakże często obsadzanych według kryterium sympatii politycznych, a nie kompetencji i poczucia społecznej misji.
I tak, coraz częściej polityka wkracza w nasze życie społeczne, ba, koleżeńskie i rodzinne, czyniąc w nim bolesne spustoszenie. Powinna tym złym obyczajom przeciwdziałać edukacja i wychowanie. Niestety, stały się one narzędziem walki o „rząd dusz” o silnym zabarwieniu politycznym.
1 września zaczął się kolejny (ileż już pokoleń go zaczynało) nowy rok szkolny. Wchodzimy weń (nawet ci blisko ze szkołą nie związani) z nadzieją, że COVID nie „wyrzuci” uczniów z klas i nie zmusi do pobierania nauki w trybie zdalnym. Jak się bowiem okazało przez minione półtora roku, pomimo wszelkich zalet internetu, możliwości teleinformatyki i platform cyfrowych, poziom nauki obniżył się znacznie. Z pewnością jest to, obok powszechnej dostępności do drogich usług medycznych, temat wymagający dyskusji. Nie są to sprawy proste. Sposoby na rozwiązanie istniejących problemów różni wiele środowisk. Jednakże nie można udawać, że go nie ma i odkładać zmiany ad calendas graecas. Kolejnej fali pandemii i nasza służba zdrowia i nasi uczniowie mogą nie przetrwać.
Polska szkoła jest ciągle poddawana reformom. I może byłyby one potrzebne, gdyby polegały na nadążaniu za niezwykle szybkimi zmianami cywilizacyjnymi, będącymi skutkiem tempa rozwoju nauki i techniki. Niestety, tak się nie dzieje. Nie tylko, że nie nadążamy za rewolucjami w technologii, ale jesteśmy również w tyle, jeśli chodzi o przemiany społeczne na świecie, które przecież postępują zawsze wolniej niż rozwój naukowo-techniczny. Jak jednak dowodzi historia, nie przeszkadzało to ludzkości w ewolucji, dlatego obawiam się kolejnych reform w oświacie. Wydaje mi się bowiem, iż odnoszą one przeciwny skutek niż zamierzony przez ich autorów. Dlatego dołączając się do wielu życzeń wypowiadanych pod adresem polskiej oświaty 1 września dodaję jeszcze jedno: „mniej rewolucji, więcej ewolucji”.
Ewa Mańkiewicz-Cudny