Tegoroczne październikowe „Gaudeamus igitur” śiewane na inauguracjach roku akademickiego przysłoniły inne wydarzenia o różnym ciężarze gatunkowym. A przecież w tym roku inauguracje miały, a na pewno powinny mieć, szczególny charakter. Po półtorarocznej przerwie w normalnym życiu akademickim (nauka zdalna) spowodowanej nawracającymi falami pandemii koronawirusa studenci powrócili w mury uczelni. Dwa roczniki młodzieży, a więc studenci trzeciego i drugiego roku praktycznie nie mieli do tej pory okazji poznać się osobiście. Nie mieli wspólnych wykładów, ćwiczeń, warsztatów, laboratoriów, czy wspólnych wypadów do pubu, mówiąc nieco górnolotnie – nie mieli możliwości „zanurzenia się” w studenckie życie, będące niepowtarzalnym okresem w zdobywaniu wiedzy. To wtedy bowiem rodzą się przyjaźnie na całe życie; i wtedy często odkrywa się swoje dodatkowe umiejętności, hobby i zainteresowania wykraczające poza wybrany kierunek studiów. A oferta jest duża: chóry, zespoły taneczne, teatry, kabarety, sport, turystyka itp. itd. Również wówczas ma się okazję pogłębić wiedzę działając w studenckich kołach naukowych.
Trudno ocenić, czy wiedza, którą w czasie stanu epidemicznego studenci „pobierali” za pośrednictwem teleinformatycznych narzędzi „weszła” im na dobre do głowy. Opinie specjalistów są w tej materii podzielone. Wydaje mi się jednak, że brak kontaktu osobistego z wykładowcami i asystentami ma mniejsze oddziaływanie na przyswajanie informacji i rozwój naukowy niż bycie „face to face”. Na tym, co mówi do nas osoba z ekranu komputera jest się na pewno trudniej skupić niż wówczas, gdy możemy nawiązać z nią kontakt wzrokowy i nie tylko. Myślę, że nie dotyczy to jedynie starszego pokolenia, które komputera „uczyło się” już w poważniejszym wieku, ale także młodzieży, która od dziecka korzysta ze smartfonów i laptopów.
Kolejna czwarta już fala pandemii zaczęła narastać wraz z początkiem roku akademickiego. Jak na razie rośnie wolniej niż poprzednie. Na co z pewnością mają wpływ szczepienia. I chociaż ciągle poddało się im za mało osób, by osiągnąć tzw. odporność zbiorową, to miejmy nadzieję, że uda się tym razem nie zamykać szkól i uczelni. Oczywiście nie chcemy także kolejnego lockdownu w gospodarce, bo pomimo optymizmu władz, może ona już go nie wytrzymać. A na pewno nie wytrzyma go wiele przedsiębiorstw, szczególnie małych i średnich, działających m.in. w sektorze usług, kultury, turystyki, organizacji wydarzeń, imprez, targów. A nie jest to sektor mały i jego zapaść może spowodować upadek dużej liczby przedsiębiorstw. A co nie mniej ważne objawi się też pogorszenie kondycji psychicznej społeczeństwa. Dlatego tak trudno zrozumieć sprzeciw wcale niemałej liczby osób wobec szczepień!
Zastanawiający jest w XXI w. ten brak wiary w naukę i przecież potwierdzone w praktyce pozytywne rezultaty badań naukowych w wielu dziedzinach życia, w tym niezaprzeczalnie w medycynie. Zastanawia mnie, czy przeciwnicy szczepień również w razie choroby nie używają żadnych lekarstw, nie robią badań, analiz?. Uważam, że powinni zająć się tym zjawiskiem psychologowie i socjologowie. Może nie należy ciągle epatować nas wynikami sondaży wyborczych i kolejnymi ich interpretacjami, a zbadać czy przeciwnicy szczepień nie korzystają z żadnych dobrodziejstw nauki i techniki, i uzyskać odpowiedź na pytanie: dlaczego są dla nich niewiarygodne wyniki badań uzyskiwane przez specjalistów, potwierdzone m.in. przez pozytywne rezultaty wcześniejszych szczepień, które praktycznie wyeliminowały wiele zakaźnych chorób.
Pierwsza dekada października przyniosła też i inne wydarzenia, które nas niepokoją, jak choćby rosnąca inflacja, czy kryzys gazowy oraz trudny do zrozumienia spór z Czechami o Turów, czemu można było zapobiec. Dziś przeniósł się on na forum UE i zamiast rozwiązywać go merytorycznie udaliśmy się z nim do polityki, co spowodowało wykroczenie sporu poza przyczynę merytoryczną. W początkowej fazie mogli go rozwiązać inżynierowie, a obecnie chcą to zrobić politycy, często kierujący się emocjami swoimi i swoich zwolenników, a nie racjonalnym myśleniem. Czy więc uda się nam w tej i innych gorących sprawach znaleźć wspólny język tak, aby je rozwiązać, a nie przerzucać się coraz mniej parlamentarnymi inwektywami, z czego rodzi się agresja oraz kolejne konflikty.
Ewa Mańkiewicz-Cudny