Trampkarze innowacyjności


02-05-2015 21:55:21

W sporcie sprawa jest jasna. Citius – altius – fortius brzmi dewiza igrzysk olimpijskich. Wygrywa ten, kto szybciej, wyżej i silniej. Zwycięzca bierze wszystko. Dla niego zaszczyty, sława, ale… także warunki i możliwości. Dlatego po szkolnych boiskach, po klubach i klubikach jeżdżą i wypatrują najlepszych wysłannicy możnych klubów, selekcjonerzy i „wychwytywacze” talentów. Bo talent zwraca się później wszystkim. Jest jak diament, który po oszlifowaniu staje się po wielokroć cenniejszym brylantem.

Taką drogę przeszli nasi wielcy mistrzowie sportu: mistrz olimpijski Kamil Stoch, który karierę zaczynał w podstawowej Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem, czy Robert Lewandowski, którego talent błyszczy dziś w Bayernie w Monachium. Karierę zaczynał jako nastolatek w Partyzancie Leszno. Nie był zawodnikiem tego klubu, mógł jedynie uczestniczyć w treningach dzięki ojcu, który tam pracował. Znaleziony niegdyś na boisku w Lesznie, dziś jest graczem światowej ekstraklasy.

Czy inne obszary rywalizacji są podobnie wymierzalne, aby uczestnicy zmagań mogli przejść podobny sportowcom szlak: od młodzika, przez juniora, do seniora? Od zespołu podwórkowego, przez różne ligi, po ekstraklasę?

Talenty w szafie

Takie możliwości stwarza nauka i wiedza. Od lat igrzyskami olimpijskimi w obszarze nauki są Nagrody Nobla przyznawane najwybitniejszym badaczom za ich osiągnięcia w kilku dziedzinach wiedzy.

Skoro są zatem Igrzyska, to jest też w tym obszarze liga podwórkowa, krajowa i ekstraklasa. Gdzie więc są młodzicy? Późniejsi kandydaci na „Złotych Inżynierów”? Jak wspieramy rozwój juniorów? Jak ich wychwytujemy i prowadzimy do ligi seniorów i ekstraklasy?

W tym obszarze przyszłych noblistów podaje się „na tacy”. W dziedzinie nauk technicznych od ponad 40 lat formą wychwytywania najzdolniejszej młodzieży jest Olimpiada Wiedzy Technicznej. Wielokrotnie pisano o niej na łamach Przeglądu Technicznego, mniej w innych czasopismach. Problem bowiem w tym, że rola organizatorów Olimpiady (Naczelnej Organizacji Technicznej) kończy się na podsumowaniu kolejnej edycji. Na wręczeniu nagród i nagrody głównej, którą jest zaświadczenia uprawniające do przyjęcia bez egzaminów na wyższą uczelnię.

Kiedyś był to „papier” cenniejszy od złota. Dziś, w dobie niżu demograficznego i „zapisywania się” na uczelnie, pragnące zapełnić przyznane limity miejsc, to bardziej przedmiot dumy i satysfakcji, niż realnej wartości. Ale to nie wszystko. Co dzieje się dalej z owym zaświadczeniem laureata lub finalisty? Zostaje złożony wraz z aplikacją na przyjęcie w poczet studentów kolejnego rocznika. I wtedy ginie w szafie dokumentującej wykonany trud Komisji Rekrutacyjnej. O selekcjonerach i „wychwytywaczach” talentów nie ma co nawet wspominać. Przez 40 lat z takim przypadkiem, kiedy ktoś chciał zainwestować w młodego laureata Olimpiady Wiedzy Technicznej, spotkaliśmy się raz. Tylko raz.  Ale też – to warto dodać – uczynił to znany biznesmen, Witold Zaraska, twórca Exbudu.

Z OWT do Nobla

Laureaci i finaliści Olimpiady, jeszcze uczniowie szkół ponadgimnazjalnych przed maturą, a więc przyjmując kryteria sportowe – kategoria „młodzików” – rozwiązują zadania, z którymi z trudem radzą sobie studenci wyższych roczników Politechnik. Korzystają później z wydanych zaświadczeń i znikają w szarej, zrównanej masie studentów. Czasem któryś wypłynie w kole naukowym, ale – jak wiemy z naszych kontaktów – najczęściej korzystają z dobrodziejstwa, jakie stworzyła im demokratyczna Polska, czyli biorą paszport i… już ich tu w kraju nie ma!

Wypływają później na uczelniach europejskich czy amerykańskich, a potem np. w szwajcarskim CERN-ie. W kraju bowiem nie interesuje się nimi ani polski biznesmen, ani polska gospodarka. No cóż! To u nas przecież od lat rodzą się i przepadają talenty Janków-Muzykantów.

Rzadko kiedy wypływa taki talent, jak laureat V OWT z 1979 r. – najlepszy spośród prawie 35 tys. uczestników tej edycji. Zdobywcą pierwszej lokaty w grupie mechaniczno-budowlanej był wówczas  Waldemar Pawlak, późniejszy dwukrotny premier rządu RP.

Niedawno (9 lutego br.) odbyła się w Warszawie konferencja na temat: „Inteligentny rozwój – wyzwania, metody, uwarunkowania”. Obradowano nad nową perspektywą finansową UE i Programem Operacyjnym Inteligentny Rozwój (lata 2014 – 2020). Wcześniej obowiązywał Program Innowacyjna Gospodarka (lata 2007 – 2013). Prowadzący sesję plenarną były premier prof. Jerzy Buzek podkreślił w zagajeniu, że w wyniku PO IG bezspornie zwiększyła się baza – materialny fundament służący rozwojowi naukowemu i badawczemu. Wybudowano i wyposażono w najnowocześniejszy sprzęt wiele pracowni i laboratoriów na uczelniach i w instytutach badawczych. Ale o jego rzeczywistym potencjale decydować będą ludzie. Kadry. I to tylko ci najlepsi, o najwyższych umiejętnościach i kwalifikacjach!

Takich przyszłych specjalistów podajemy w Olimpiadzie Wiedzy Technicznej „na tacy”. Są to prawdziwe diamenty do oszlifowania. Jak powiada pomysłodawca Olimpiady, dr Zygmunt Kalisz: lepiej zainwestować milion złotych w jednego geniusza, niż po złotówce w milion Eugeniuszy (z całym szacunkiem dla panów noszących to piękne imię).

„Trampkarzy” innowacyjności mamy. Co zatem dalej z prowadzeniem ich w lidze juniorów? Jak rozwinie się ich kariera? Bo tylko stąd można mieć potem „Złotych Inżynierów”, laureatów Konkursu Laur Innowacyjności, zdobywców Mistrza Techniki, a kto wie, czy i nie choćby polskiego Noblistę w światowej ekstraklasie nauki.

Janusz M. Kowalski

Autor jest członkiem Komitetu Głównego OWT od 1980 r.

Komentuje Waldemar Rukść

eNOT.pl - Portal Naczelnej Organizacji Technicznej | eNOT.pl