Ten prawie niewidoczny, żywiący się krwią pajęczak żyje nie tylko w lesie. Kleszcz może upolować nas wszędzie: w parku, na łące, w przydomowym ogródku, na działce, skwerku, a nawet na trawniku przed blokiem. Na naszych oczach rozwija się prawdziwa inwazja kleszczy, które nie mają w przyrodzie naturalnych wrogów.
To zła wiadomość dla mieszczuchów – kleszcze opanowują coraz to nowe siedliska i coraz lepiej czują się właśnie w mieście. Ocieplenie klimatu przyczynia się do ich ekspansji na nowe tereny. Wśród murów jest nieco cieplej i kolonizując miasta, mogą sobie przedłużyć okres żerowania. Wystarczy, że temperatura podniesie się do 5-7ºC, a już wychodzą na żer. Dla wygłodzonych po zimie kleszczy pierwszy szczyt aktywności przypada na marzec-czerwiec, drugi – we wrześniu. Upalne lato jest mniej groźne. Kleszcze nie lubią wysokich temperatur i ich aktywność jest wtedy mniejsza.
Na kogo spadnie?
Wbrew obiegowej opinii kleszcze nie czyhają na drzewach i wcale nie skaczą na nas z wysokości.
– Najczęściej bytują w runie leśnym, na jagodzinach, trawach, paprociach. Kleszcz atakuje z zasadzki, czeka na trawie, niskich roślinach na swoją ofiarę i spada na nią, gdy wyczuje żywe, ciepłe, oddychające stworzenie – o obyczajach krwiożerczego pajęczaka mówi jego znawczyni, dr inż. Anna Wierzbicka, zoolog, leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – Każdy może stać się ofiarą. Nie są wybredne, pasożytują na ludziach, na ssakach, ptakach i gadach. Ludzie nie są głównym celem kleszczy, ale raczej ślepą uliczką, przynajmniej z punktu widzenia pasożyta i chorób, jakie przenosi. Z naszych badań wynika, że kleszcze wolą kobiety. A ponieważ identyfikują ofiarę na podstawie temperatury ciała, ilości wydzielanego CO2 i zapachu, to dzieci, które mają wyższą temperaturę i szybszą przemianę materii, są chętnie przez nie wybierane.
Dzieci są narażone również dlatego, że spędzają dużo czasu na otwartym terenie, na trawie, bawią w chowanego w krzakach itp. Szczególnie atrakcyjnym obiadem dla kleszcza może być też spocony, rozgrzany biegacz.
Kleszcza prawie nie sposób dostrzec, ponieważ zwykle ukrywa się pod blaszkami liści: larwy pod źdźbłami traw, nimfy, nieco większe postacie rozwojowe kleszczy, pod liśćmi krzaków, a dorosłe postacie kleszczy pod liśćmi drzew.
Kiedy już dopadną człowieka, najczęściej przyczepiają się do łydek. Następnie wędrują po skórze lub ubraniu do miejsc z cienką, ciepłą skórą i tam wbijają swój ryjek i pasożytują. Takie ulubione przez kleszcza obszary to pachy, pachwiny, zgięcia kolan i łokci, skóra za uszami i głowa.
Ludzi atakują głównie niewielkie nimfy, mające ok. 1,5 mm wielkości. Znacznie rzadziej zdarzają się lepiej widoczne samice, wielkości ok. 3 mm. Na człowieku mogą pasożytować również ledwo dostrzegalne, mniejsze niż milimetr, białawe larwy kleszczy.
Dwie choroby
– W ostatnich latach obserwujemy niepokojący wzrost liczby pajęczaków oraz zwiększenie liczby chorób przez nie wywoływane – mówi dr hab. Ernest Kuchar, prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. – Te choroby to borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu (KZM). Różnią się pod względem biologii, epidemiologii, kliniki, następstw zdrowotnych oraz możliwości zapobiegania. Borelioza występuje znacznie częściej, zazwyczaj przebiega zdecydowanie łagodniej, przewlekle i rozwija się etapami, co zapewnia niezbędny czas na leczenie.
Zakażenie bakterią powodującą boreliozę następuje dopiero po kilku godzinach od ukłucia kleszcza. Dlatego jeśli po powrocie do domu dokładnie sprawdzimy ubranie i skórę, wyszczotkujemy włosy i umiejętnie usuniemy pajęczaka, który zdążył już wszczepić się w skórę, jest szansa, aby uniknąć choroby.
Inaczej jest z KZM - wirus zostaje od razu wstrzyknięty wraz ze śliną kleszcza i już po kilku minutach trafia do krwi. Nie pomoże nawet szybkie usunięcie pajęczaka, można się zakazić praktycznie już w momencie ukłucia, a szacuje się, że nawet co szósty kleszcz może być zarażony. Niebezpieczne jest też spożywanie zakażonych, niepasteryzowanych produktów mlecznych.
– Wirus KZM należy do tej samej rodziny, co wirus japońskiego zapalenia mózgu czy gorączki Zachodniego Nilu – tłumaczy prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. – Jak tylko przedostanie się do organizmu, namnaża się i kieruje się w kierunku ośrodkowego układu nerwowego, czyli mózgu. Jeśli pokona wszystkie bariery obronne człowieka, jak skóra, układ odpornościowy, ochronę mózgu i dostanie się do ośrodkowego układu nerwowego, może spowodować zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, mózgu, rdzenia kręgowego lub korzeni nerwowych.
Na szczęście nie każdą ofiarę czeka taki scenariusz. Po zakażeniu przez kleszcza organizm często potrafi sam zwalczyć wirusa i taki przypadek może pozostać niezauważony. Gdy wirusowi uda się rozprzestrzenić, pacjent może zaobserwować objawy przypominające grypę, choć i na tym etapie choroba może się zakończyć, nie powodując dalszych dolegliwości. Jeśli jednak wirus dostanie się do układu nerwowego, to może spowodować groźne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Ból głowy, wysoka gorączka, sztywność karku są najbardziej charakterystycznymi objawami dla tego stanu. Postępująca choroba prowadzi do nieodwracalnych zmian. Jeżeli chory ma szczęście, kończy się na porażeniu lub drżeniu kończyn albo porażeniu niektórych nerwów. Często występują zaniki mięśni pasa barkowego oraz uszkodzenie móżdżku, utrata słuchu. Nierzadko obserwuje się także powikłania powiązane ze sferą psychiczną, jak zaburzenia myślenia, nastroju, pamięci, uwagi. Najbardziej jednak niebezpieczne jest uszkodzenie ośrodka oddechowego, co wiąże się z utratą zdolności do samodzielnego oddychania i śmircią.
U dzieci KZM przebiega łagodniej, przez co często jest bagatelizowane, lecz jego konsekwencje dla dopiero rozwijającego się układu nerwowego mogą być przykre. Choroba często upośledza zdolności poznawcze i wywołuje zaburzenia emocjonalne.
Ukłucie na ratunek
Podczas gdy boreliozę można leczyć antybiotykami, nie udało się wynaleźć leku zwalczającego wirusa KZM. Leczenie jest wyłącznie objawowe – łagodzi się gorączkę, ból głowy, drgawki, obrzęki i bóle mięśni. Jeśli dojdzie do porażenia, konieczna jest kosztowna i długotrwała rehabilitacja. Jedynym skutecznym przeciwdziałaniem jest więc szczepienie ochronne. W odstępie 1-3 miesięcy podaje się 2 dawki, a trzecią przed sezonem wzmożonych zachorowań. Uzyskana w ten sposób tzw. immunizacja podstawowa zapewnia ochronę przez co najmniej 3 lata. Później odporność należy przedłużyć za pomocą jednej dawki.
Pracownicy Lasów Państwowych, żołnierze, pracownicy Straży Granicznej, Straży Pożarnej oraz Parków Narodowych są obowiązkowo szczepieni przez pracodawcę. Inni szczepią się na własny koszt i własne życzenie, można przyjąć, że w ten sposób chroni się co setny Polak. W krajach sąsiednich jest to od kilkunastu do kilkudziesięciu procent więcej.
Irena Fober
Bój się kleszcza
Jak wynika z najnowszego badania przeprowadzonego w ramach kampanii społecznej „Nie igraj z kleszczem”, co trzecia osoba nigdy nie słyszała o KZM. Sama wiedza na temat KZM też jest niewystarczająca. Wprawdzie 2/3 badanych wie, że można się uchronić dzięki szczepieniu ochronnemu, ale już co 3. błędnie twierdzi, że chorobę można wyleczyć, stosując antybiotykoterapię, a co 8. uważa, że nie ma żadnego sposobu na to, żeby uchronić się przed KZM. Aż 78% biorących udział w badaniach boi się kleszczy. Nawet co czwarty z tego powodu rezygnuje z aktywności na świeżym powietrzu. Przede wszystkim obawiamy się chorób odkleszczowych (94%), rzadziej boimy się samego ukłucia.