Łagodna zima i zanikanie przejściowych pór roku to dla kleszcza wymarzona aura, sprzyjająca większej przeżywalności pasożyta. Nic więc dziwnego, że i w tym roku klimat zafundował nam wyjątkowy wysyp kleszczy.
Ten niewielki, żywiący się krwią pajęczak skolonizował niemal wszystkie miejsca na Ziemi. W Polsce spośród 900 znanych gatunków żyje dziewiętnaście i nie jest prawdą, że występują one tylko w lasach mieszanych i liściastych.
Przyczajony na źdźble
Kleszcz może nas upolować niemal wszędzie: na łące, w polu, w obejściu agroturystycznym, na miejskim skwerku, na działce, w przydomowym ogródku, zwłaszcza jeśli mieszkamy w sąsiedztwie parku, a nawet na trawniku pod blokiem. Dobrze się czuje w mieście, bo wśród murów jest nieco cieplej i może przedłużyć okres żerowania. Jeden z gatunków, obrzeżek gołębi, może przez kilka lat czekać na żywiciela, przyczajony na... strychu.
Patrząc na mapę Polski widać, że regionem, gdzie kleszcze są najbardziej aktywne, jest Podlasie. Najmniej zagrożone wydaje się być województwo zachodniopomorskie, jakkolwiek dane są niedoszacowane i niepełne, więc endemiczne obszary, na których żerują zakażone boreliozą i zapaleniem mózgu kleszcze mogą występować również w innych częściach Polski. Ostatnio szczególnie obficie na Warmii i Mazurach, a także w stolicy – w Lasku Bielańskim, a nawet w Łazienkach Królewskich. Zagrożeni są pracownicy leśni, osoby zbierające jagody i grzyby, ale również wyprowadzający psy, biegacze i miłośnicy spacerów.
Najbardziej agresywne są ledwo dostrzegalne nimfy, forma pośrednia między larwą a dorosłą samicą, od której są trzy razy mniejsze.
Zdążyć z diagnozą
Niezwykle groźną chorobą przenoszoną przez kleszcze jest borelioza, która może dawać bardzo różne objawy: gorączka, zaburzenia równowagi, bóle kości, nawracające zapalenia stawów, porażenie nerwów czaszkowych, zapalenie opon mózgowych, kłopoty z pamięcią i koncentracją. Zaniedbana ciągnie się latami, wcześnie wykrytą można szybko wyleczyć antybiotykami. Jej charakterystycznym objawem jest pojawiający się na skórze w ciągu 1-3 tygodni od ukąszenia wędrujący rumień, który przybiera kształt obrączki. Niestety, u połowy chorych rumień nie pojawia się. Wówczas – jeśli podejrzewamy kontakt z kleszczem – można przeprowadzić testy w kierunku boreliozy. Problem w tym, że ponad 80% pogryzionych osób nie miało nawet świadomości, że nosiło na sobie milimetrowego kleszcza, który przed ukąszeniem potrafi skutecznie nas znieczulić śliną pełną substancji przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Poza tym testy te bardzo często albo dają dużo wyników fałszywie ujemnych, zwłaszcza gdy przeciwciała znajdują się nie w krwi, lecz płynie mózgowo-rdzeniowym lub w stawach (ELISA, Western blot), albo – odwrotnie – charakteryzują się nadwykrywalnością boreliozy i są lekceważone przez wielu lekarzy (testy molekularne PCR).
Mózg na celowniku
Nawet 15% kleszczy w Polsce może być zarażonych wirusowym zapaleniem mózgu. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że u ponad połowy pacjentów, którzy nabawili się tej zakaźnej choroby, dochodzi do trwałych uszkodzeń neurologicznych. Im człowiek starszy, tym odsetek zapalenia mózgu i rdzenia kręgowego po infekcji większy – ostrzega prof. dr hab. med. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, ekspert międzynarodowej grupy ISW-TBE, zajmującej się kleszczowym zapaleniem mózgu. I im słabszy układ odpornościowy, tym większe ryzyko, że choroba będzie miała ciężki przebieg. Chorzy z neuroinfekcjami mają zaburzenia świadomości i nastroju, występuje u nich oczopląs, porażenia nerwów czaszkowych, niedowłady kończyn oraz śpiączka. Leczenie w szpitalu często trwa wiele tygodni, pacjentów z powikłaniami neurologicznymi trzeba intensywnie rehabilitować przez wiele miesięcy. Niestety, ok. 1-4% przypadków kończy się zgonem. U dzieci choroba przebiega łagodniej, przez co często jest bagatelizowana, lecz jej konsekwencje dla dopiero rozwijającego się układu nerwowego mogą być przykre. Z badań przeprowadzonych w Austrii i Szwecji wynika np., że w miarę dorastania dzieci te znacznie gorzej radzą sobie w szkole.
Igłą na ratunek
W przeciwieństwie do boreliozy, na którą nie ma szczepionki, kleszczowemu zapaleniu mózgu można zapobiegać szczepieniami ochronnymi. O kompletnym szczepieniu najlepiej pomyśleć już zimą – w odstępie 1-3 miesięcy podaje się wówczas 2 dawki, a trzecią przed sezonem wzmożonych zachorowań. Uzyskana w ten sposób tzw. immunizacja podstawowa zapewnia ochronę przez co najmniej 3 lata. Później odporność należy przedłużyć za pomocą jednej dawki. W sytuacjach pilnych, np. przed biwakiem w Białowieży, można uzyskać ochronę w trybie przyspieszonym, składającym się z dwóch dawek w odstępie jednego tygodnia. Trzecią dawkę podaje się po 5-12 miesiącach.
W zagrożonej kleszczami Austrii wprowadzono program, dzięki któremu udało się zaszczepić 80% populacji. I dzisiaj, gdy w całej Europie wzrasta liczba zachorowań, w Austrii utrzymuje się ona na bardzo niskim poziomie.
W Polsce jest to szczepienie zalecane, wciąż nie obowiązkowe. Każdy pracodawca powinien mieć jednak na uwadze, że zgodnie z załącznikiem do rozporządzenia Rady Ministrów z 3 stycznia 2012 r. w sprawie wykazu rodzaju czynności zawodowych oraz zalecanych szczepień ochronnych wymaganych u pracowników, funkcjonariuszy, żołnierzy lub podwładnych podejmujących pracę, zatrudnionych lub wyznaczonych do wykonywania tych czynności, zaleca się, aby szczepienia przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu były wykonywane przy czynnościach zawodowych bezpośrednio związanych z uprawą roślin lub hodowlą zwierząt na obszarach endemicznego występowania zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu oraz przy czynnościach wykonywanych w kompleksach leśnych oraz na terenach zadrzewionych na obszarach endemicznego występowania zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu.
Faktem jest, że gdy w 1992 r. zaczęły się refundowane, obowiązkowe dla pracodawcy szczepienia leśników, leśnicy na kleszczowe zapalenie mózgu przestali chorować.
Irena Fober
Oszukaj go
Na szczęście dobrze znamy już zwyczaje kleszczy – mówi prof. Zajkowska. Wiemy, jakie zachowania prowokują ukłucie. Nie siedzimy więc w lesie, opierając się o kłody. Nie brniemy wśród wysokiej trawy, paproci, jeżyn, czarnego bzu i leszczyny. Ponieważ najwięcej kleszczy zgarniamy na łydki (wbrew obiegowej opinii kleszcze nie żyją na drzewach i wcale na nas nie skaczą), utrudniamy im dostanie się do odsłoniętej skóry. W tym celu zakładamy pełne buty oraz długie spodnie (najlepiej ze sztucznej tkaniny, której kleszcze nie lubią) i wpuszczamy je w skarpetki.
Stosując odpowiednie repelenty, potrafimy oszukać i otumanić „radar” kleszcza, który nie wyczuje zbliżającego się ciepłego kształtu pełnego posiłku.
Po powrocie do domu trzeba dokładnie obejrzeć się, sprawdzić miejsca na karku, u nasady włosów, za uszami, pod pachą, doły łokciowe, okolice pępka, pod biustem, okolice intymne, doły kolanowe, wszędzie tam, dokąd mógł zawędrować kleszcz w poszukiwaniu ciepłej, pulsującej krwi. Kleszcz nie wbija się od razu, czasami mija nawet kilka godzin zanim „liżąc i smakując” naszą skórę znajdzie sobie na nas najlepsze miejsce do stołowania. Wchodzimy pod prysznic, dokładnie myjemy się.
Jeśli zauważymy kleszcza, który przez napiciem się krwi może wyglądać jak maleńkie znamię czy paproszek, nie smarujemy go kremem, nie wykręcamy, lecz zdecydowanym, lekko łukowatym ruchem wyciągamy go do góry, np. chwytając pęsetą dentystyczną za przednią część ciała, tuż przy skórze. Aby zminimalizować ryzyko infekcji, należy potem miejsce po kleszczu zdezynfekować.