Niedawno świętowaliśmy 20. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Nie zabrakło wzniosłych słów z ust polityków, w mediach pojawiły się liczne publikacje podsumowujące dwie dekady Polski w Unii i prezentujące korzyści, jakie osiągnęliśmy dzięki integracji. Przy okazji publikowano wyniki badań opinii publicznej, z których wynika, że Polacy w większości pozytywnie oceniają bilans Polski w UE. Jeden z publicystów podzielił się swoimi obserwacjami na temat postaw wobec rocznicy wejścia do UE prezentowanych w mediach społecznościowych. „Świętujących” podzielił na trzy grupy: na osoby zamieszczające zdjęcia flagi UE, ale bez flagi Polski, osoby niby proeuropejskie, ale przy okazji narzekające „ale ta Unia” i pozostałe…90%, które w ogóle nie odnotowało członkostwa w UE. Autor dodał, że kiedyś martwiła go taka postawa, ale dziś już nie, bo w gruncie rzeczy to dobrze, że nasze członkostwo jest tak oczywiste, że większość społeczeństwa nie widzi powodu, by się tym zajmować. Również cieszę się, że po dwóch dekadach nie emocjonujemy się już tak bardzo naszym członkostwem w UE, traktując je jako coś naturalnego. Wolałbym jednak, żeby ta – choć subiektywnie oszacowana przez wspomnianego publicystę – grupa 90% osób, które niespecjalnie przejęły się rocznicą, była mniej liczna. Jeśli duża część społeczeństwa nie wykazuje zainteresowania sprawami europejskimi, trudno oczekiwać od polityków, że staną się one istotną częścią (w sferze działań, a nie tylko deklaracji) ich agendy.
Już niedługo wybory do europarlamentu. Niektórzy politycy próbują zachęcać do uczestnictwa w wyborach przekonując, że rozstrzygną się w nich losy Europy na najbliższe dziesięciolecia. Pomimo tych głosów trudno nie odnieść wrażenia, że w odróżnieniu od wyborów parlamentarnych i samorządowych, gdzie kandydatki i kandydaci prześcigali się w aktywności, nie widać w przestrzeni publicznej prób poważnych debat kandydatów na temat przyszłego kształtu Unii Europejskiej, ewolucji zasad jej funkcjonowania, aspektów dotyczących obronności, czy planu na dogonienie najszybciej rozwijających się gospodarek globu. Zamiast wspomnianych kwestii opinię publiczną w kontekście wyborów elektryzują wzajemne oskarżenia polityków z różnych stron sceny politycznej o prorosyjskość. Tymczasem Europa stoi przed ogromnymi wyzwaniami – nie tylko tym najczęściej dyskutowanym dotyczącym bezpieczeństwa, ale również dotyczącymi zwiększania konkurencyjności europejskiej gospodarki, zmian demograficznych, przeciwdziałania zmianom klimatycznym, czy wreszcie problemu migracji. Życzyłbym sobie aby nasi politycy zamiast wymieniać się publicznie docinkami, wymieniali się konkretnymi i merytorycznie uzasadnionymi poglądami na temat np. przyszłości traktatów UE, wejścia do strefy euro, reformy wspólnego rynku. Ograniczając się do pustych sloganów, trudno będzie przekonać społeczeństwo, że mamy jakikolwiek wpływ na kształtowanie polityki UE, a Parlament Europejski czymś więcej niż miejscem spokojnej, politycznej emerytury.
Socjologowie badający postawy wobec UE mówią, że Polacy czują już, że przynależą – a nie tylko aspirują – do Europy. Fantastycznie. Chciałbym jednak, żeby to poczucie przynależności nie ograniczało się do przekonania, że skoro już jesteśmy w UE, nie musimy się niczym przejmować. Bo Unia za nas wszystko załatwi.
Andrzej Arendarski, prezydent KIG