Na nasze pytanie odpowiada Wiesław Paluszyński, prezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego:

Aby określić wpływ sztucznej inteligencji na ubóstwo warto się zastanowić, co w dzisiejszych czasach na nie wpływa. Czy jest to wynik niewystarczającej ludzkiej inteligencji? A jeśli tak, to czyjej? Ubogich obywateli, czy bogatych rządzących? Problem ubóstwa występuje na świecie od wieków. Obecnie jest on szczególnie widoczny, zwłaszcza w krajach Afryki, Ameryki Południowej i Azji, ale występuje też w Europie i najbogatszych krajach świata, nawiedzanych przez klęski żywiołowe, wojny, bandytyzm i rządzonych przez tyranów.
Nie jest też tak, że im bogatsze państwo, im bogatsi obywatele, tym mniejsze ubóstwo.
Jest jeszcze kwestia skali. Jak porównać ubóstwo społeczeństwa, gdzie dzieci umierają z głodu i z powodu konfliktów zbrojnych z tragedią rodziny, gdy rodzice tracą pracę i nie mają z czego opłacić mieszkania oraz wychowania dzieci?
W Polsce, na styku z technologią, były podejmowane różne działania, aby rodziny ubogie (nazwano je w programie „rodzinami po PGR”) zaopatrzyć w komputery i tym samym dać szansę wyrównania poziomu dostępu do nowych technologii. Nikt jednak nie podsumował tych działań i specjalnie nie było jak, bo jedynym kryterium oceny było rozdanie sprzętu. Na jakie elementy ubóstwa miał on wpłynąć poza zwiększeniem stanu posiadania rodziny, nie wiadomo.
Są różne przyczyny ubóstwa. Jest to zapóźnienie cywilizacyjne, wojna, terroryzm, polityka eksterminacyjna państwa, brak dostępu do edukacji i brak perspektyw sensownej pracy za godziwą płacę.
Jednym z elementów współczesnego ubożenia, na przykład klasy średniej, w bogatych państwach, jest rozwarcie dochodów rodzin z dochodami właścicieli wielkich firm technologicznych. Dochody właścicieli tych technologicznych molochów są porównywalne z dochodami wielu uboższych państw. Tylko trudno dociec, czy te pieniądze w jakikolwiek sposób wpływają na zwalczenie ubóstwa? Czy pracownicy tych korporacji stają się przez to bogatsi i bardziej zadowoleni ze swojej pozycji życiowej?
Czy rządy Stanów Zjednoczonych planują zwiększyć redystrybucję środków z tego źródła (to tam znajduje się większość tzw. BigTechów) na pomoc najuboższym, na próbę zmiany sytuacji mieszkańców Afryki, Ameryki Południowej czy Azji?
Nawet jeśli tak było, to próba likwidacji przez prezydenta USA agencji pomocowej, która miała takie działania w świecie podejmować, jest dowodem, że „łaska pańska na pstrym koniu jeździ” i nawet takie wizerunkowe działanie możne być zaniechane.
W dzisiejszych czasach, technologie teleinformatyczne stały się szansą rozwojową, ale mają też swoje nieoczekiwane ujemne efekty. Zdalne kontakty, telefony w najdalszym zakątku świata, łatwiejszy dostęp do edukacji. Ale też powszechna inwigilacja, łatwość manipulacji społeczeństwami na niespotykaną dotychczas skalę i rosnące dysproporcje pomiędzy bogatymi i biednymi.
Właściciele tych technologii robią wszystko, aby biznes nie wymknął im się z rąk. Aby utrzymać swoją dominującą pozycję za wszelką cenę. Służy temu cały system praw patentowych, norm, przejmowania innowacyjnych firm i opracowanych przez nie technologii. Państwa, nawet niespecjalnie biedne, nie mogą sobie pozwolić na konkurowanie we wsparciu najbardziej innowacyjnych inwestycji na swoim obszarze. Jedni mogą przeznaczyć miliony, a potentaci dają miliardy. Bogaci twierdzą, że pomagają i zainwestują w rozwój, a jak to się kończy widać po inwestycji w Polsce Google: 5 mln USD (śmieszna kwota jak na inwestycje tego giganta) przeznaczonych na wsparcie własnych produktów pod szyldem „inwestujemy w Polsce”.
Jak więc jest z tym wpływem nowych technologii na ubóstwo? Technologia jest tylko technologią, jej zastosowanie wymyśla człowiek i on wyznacza cele i sposoby jej zastosowania. Nawet jeśli jest to tak rewolucyjna technologia jak sztuczna inteligencja (AI). Nie sięgając zbyt daleko do rewolucji przemysłowej XX w, pamiętam jak to było z wprowadzeniem elektronicznego składu i druku. Wszyscy wieszczyli, że likwidacja starych technologii, zecerów maszyn typograficznych i składu linotypowego pozbawi pracy dużą liczbę pracowników drukarni, którzy będą mieli problemy z przekwalifikowaniem, a w efekcie wystąpią gigantyczne problemy ubożenia rodzin.
Z dzisiejszej perspektywy ta zmiana technologiczna stanowiła poważny technologiczny przełom, ale straty były minimalne, bo wdrożono rozsądne programy przekwalifikowania. Gorzej było w Wlk. Brytanii w procesie likwidacji górnictwa. Do dzisiaj wiele rodzin nie podniosło się tam z ubóstwa, w jakie zostały wpędzone tą zmianą.
Wracając do AI, to trzeba sobie odpowiedzieć, czym jest ta technologia, bo z tego wynika jakie są koszty jej wdrożenia i jaki może mieć wpływ na różne dziedziny życia. Koncepcja liczy sobie ładne kilkadziesiąt lat. Pierwszym elementem tworzenia takich systemów są algorytmy, czyli dzisiaj efekt działań umysłu człowieka. Kolejnym – dostęp do systemów informatycznych dużej mocy, aby te algorytmy „nauczyć”, a potem udostępnić. Właśnie szerokie udostępnienie takich systemów umożliwiło gwałtowny rozwój tej technologii. Ale zdajmy sobie sprawę, że aby uczyć, to trzeba mieć do tego dane. Prawdziwe, a nie zmanipulowane. I tu jest najważniejszy element naszej układanki: czy te dane posiadamy legalnie i za nie płacimy, czy wykorzystujemy cudze – bez zapłaty. Tu jest pierwszy element ubożenia całych grup twórców, którym nie płaci się za efekt ich pracy, a sprzedaje wytwory AI za sowitą opłatą. To są twórcy kultury; dziennikarze, pisarze, scenarzyści, filmowcy, kompozytorzy i muzycy. Nie należy zapominać o prawnikach, których efekt pracy stanowi źródło wiedzy dla uczenia sztucznej inteligencji.
Prawdziwa ludzka inteligencja też wymaga nauki, ale dlatego państwa opłacają systemy publicznej edukacji, płacą nauczycielom, płacą autorom podręczników. Tu też trwa walka o prawdziwe dane, aby nauczyć zgodnie z zasadami prawdy i etyki. A kto skontroluje, czy udostępniony publicznie algorytm sztucznej inteligencji, na podstawie którego podejmujemy działania, został nauczony zgodnie z tymi zasadami?
O tym, że jest to autentyczne zagrożenie świadczy udostępniony ostatnio chiński produkt nauczony zideologizowanych zasad Chińskiej Partii Komunistycznej i kolejno zakazywany w państwach demokratycznych.
To są zagrożenia wynikające z procesu uczenia, ale zagrożenia wynikają też z korzystania z tej AI w sposób bezrozumny przez ludzi zachwyconych jedynie efektami. Wystarczy wejść do sieci i obejrzeć rezultaty takich działań, wystarczy zobaczyć ile prac naukowych, książek, scenariuszy, prac dyplomowych powstaje bez autorstwa człowieka. Jaki będzie tego skutek? Ostatnio przeprowadzono badania procesu, który w oparciu o dostępne zasoby danych prowadzi do zmian w kodzie niektórych algorytmów. Wiemy, że sztuczna inteligencja nie jest nieomylna w wielu wypadkach i jak nie wie, to zmyśla. Ta cecha nazywana jest „halucynacją” – ładnie brzmi, ale jakie będą efekty?
Już są! Wysłanie do sądu pisma procesowego przez prawnika, który nie sprawdził i zaufał produktowi AI spowodowało, że ma sprawę dyscyplinarną!
To może być nasza szansa, jeśli potraktujemy tę technologię jako jeszcze jeden element dostarczanej dla nas informacji, a nie wiedzy absolutnej. Informacji, którą człowiek musi zweryfikować wykorzystując inne źródła i swoją inteligencję, to zubożenie nie będzie takie straszne, bo musimy się tylko przekwalifikować, zdobyć nowe umiejętności.
Ale jest jedno zagrożenie wynikające z działania ludzi. Jest nim chęć zawłaszczenia zarządzania tą technologią przez najbogatszych. Jeśli utrzymają się tendencje uczenia AI bez płacenia za dane, bez rzetelnego płacenia podatków w krajach użytkowników za świadczone usługi, wykupywania innowacyjnych firm w celu eliminacji konkurencji, centralizacji w rękach najbogatszych, ograniczania dostępu do dużych mocy obliczeniowych – to nożyce bogactwa i ubóstwa na świecie będą się jeszcze bardziej rozwierać. I na to zjawisko odpowiedź muszą znaleźć rządy. Inaczej to może się źle skończyć.
Historia zna wiele przypadków, gdy zubożale społeczeństwo upomniało się o swoje prawa. I nie są to przykłady budujące.