Nawet najbardziej kreatywni scenarzyści filmowi łapią się dzisiaj za głowy obserwując to, co dzieje się w ostatnich tygodniach – za sprawą działań nowej amerykańskiej administracji – w globalnej polityce i gospodarce. Nie sposób przewidzieć, jak długo potrwa obecna „ofensywa celna” i czy nie pójdą za nią kolejne, jeszcze bardziej radykalne działania, ale jedno nie podlega już chyba dyskusji – musimy zaakceptować, że „co dobre, jest już za nami”, oraz że wchodzimy w okres tak znaczących zawirowań w światowej gospodarce, że doprowadzić mogą do bardzo głębokich zmian w jej strukturze. Obserwując, że w ostatnich tygodniach sytuacja zmienia się diametralnie praktycznie z dnia na dzień, rację mają ci, którzy zalecają spokój i rozwagę w podejmowaniu decyzji. Dlatego pozytywnie należy ocenić wypowiedzi przedstawicieli rządu, którzy – pomimo powagi sytuacji – w sposób wyważony wypowiadają się na temat działań, które mogą przecież przynieść wiele negatywnych skutków dla polskiej gospodarki.
Wydaje się, że najlepsze co można zrobić, to, zachowując spokój, starać się zwiększać odporność naszej gospodarki i wzmacniać fundamenty jej konkurencyjności w tych obszarach, które możemy reformować niezależnie od rozwoju sytuacji międzynarodowej. Czyli, m.in. inwestować w innowacyjność i nowoczesne technologie, upraszczać przepisy, czy wreszcie tworzyć odpowiedni klimat dla przedsiębiorczości, pozwalający na budowanie zaufania w biznesie i zachęcający do szerszej współpracy. Wspominam o tym problemie m.in. mając na uwadze nie tak dawno opublikowany raport OECD na temat inwestycji zagranicznych w Polsce. W raporcie zbadano m.in. kwestię współpracy pomiędzy zagranicznymi firmami a polskimi MŚP. Poziom i jakość tej współpracy wpływa m.in. na możliwości transferu wiedzy do polskich firm. Z badań OECD wynika, że w Polsce poziom współpracy jest niższy niż w pozostałych krajach UE. Tylko 14% przedsiębiorstw w naszym kraju współpracuje z innymi podmiotami w ramach partnerstwa strategicznego, gdy w Finlandii odsetek ten wynosi 37%, w Niemczech 25%, a w Czechach 20%. Przyczyn takiego stanu jest wiele, a wśród nich wymienia się m.in. lukę technologiczną utrudniającą absorbcję wiedzy i technologii do polskich firm, ale również powszechną w naszym kraju kulturę konkurencyjności (i niechęci do współpracy), czy awersji do podejmowania ryzyka.
Zdaję sobie sprawę, że porady w stylu: „zwiększać innowacyjność”, „budować odporność”, „zachęcać do współpracy” mogą nie brzmieć odkrywczo. Podobne apele płynęły ze środowiska przedsiębiorców już w czasie poprzednich kryzysów, w tym m.in. w okresie pandemii COVID, gdy wiele mówiono o konieczności budowania systemu odporności europejskiej gospodarki, reindustrializacji, wzmacnianiu europejskiej konkurencyjności. W wielu przypadkach postulatów tych nie potraktowano dostatecznie poważnie. Gdyby było inaczej, być może dzisiejsze obawy o losy polskiej i europejskiej gospodarki byłby nieco mniejsze.
Andrzej Arendarski