26 stycznia 2023 r. Komisje do spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki rozpatrzyły m.in. rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw.
W maju 2021 r. rozpoczął się proces legislacyjny zakładający zmianę obowiązujących od maja 2016 r. restrykcyjnych zasad lokowania farm wiatrowych. Chodzi o nowelizację ustawy przewidującej liberalizację tzw. zasady 10H, jednej z najbardziej restrykcyjnych w Europie zasad odległościowych, na mocy której elektrownia wiatrowa nie może być zbudowana w odległości mniejszej niż 10-krotna wysokość turbiny (wraz z uniesionymi łopatami) od „zabudowań o funkcji mieszkaniowej, form ochrony przyrody i leśnych kompleksów” (w zależności od modelu, elektrownie wiatrowe mają od 150 do 200 m wysokości). De facto zahamowała ona rozwój inwestycji wiatrowych na lądzie, bo – wg Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) – w praktyce oznacza to dystans od 1,5 do 2 km i wyłączenie spod inwestycji ok. 99% obszaru państwa.
Na początku lipca 2022 r. poselski projekt likwidacji barier rozwoju lądowych elektrowni wiatrowych wynikających ze wspomnianej zasady ustawy projekt został zaakceptowany przez rząd. W listopadzie wpłynął do Sejmu, a 13 stycznia skierowano go do I czytania w komisjach, w których oceniono 8 projektów poprawek, w tym 7 zgłoszonych przez opozycję. W rządowym projekcie nowelizacji przewidziana była 500-metrowa minimalna odległość elektrowni wiatrowych od zabudowań (jeśli w sąsiedztwie nie ma linii przesyłowych), ale na posiedzeniu Komisji Marek Suski (PiS) długopisem zwiększył ją do 700 m. Zapowiedziano też dalsze zmiany, które mają dotyczyć odległości od budynków rolniczych i gospodarczych.
Zdaniem PSEW ta mała poprawka oznacza drastyczne zmiany i dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. Bo tylko szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 m gwarantowało nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach nawet do 22 GW. Z analizy wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o ok. 60–70%. Nowelizacja ustawy odległościowej była szeroko konsultowana i zaakceptowana zarówno przez stronę społeczną, jak i rządową, otrzymując pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Zaakceptowana liberalizacja zasady 10H do 500 m pozwoliłaby – wg szacunków Instratu – na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe (z obecnych 0,28% do 7,08% powierzchni Polski), co w połączeniu z modernizacją działających już turbin pozwoliłoby na zwiększenie energii wiatrowej do 44 GW. Projekt nowelizacji ustawy pozwoliłby na wygenerowanie jedynie 2,4 GW dodatkowej energii wiatrowej, co stanowi wartość nadal co najmniej 5 GW za małą, by uzyskać redukcję emisji CO2 zgodną z unijnym celem 55%.
- Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 m niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje. Uniemożliwi ona wykorzystanie potencjału jaki drzemie w polskim wietrze. Zamiast kilkunastu, powstanie co najwyżej kilka GW mocy w wietrze. To de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. To niezrozumiałe w obliczu kryzysu energetycznego i dramatycznie wysokich cen energii – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
PSEW poddało analizie ponad 30 projektów nowych farm wiatrowych, które pierwotnie zakładały minimalną odległość od istniejących i planowanych zabudowań mieszkalnych równą 500 m. Wynika z niej, że zwiększenie jej do 700 m spowoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o ok. 60–70%!
Przypomnę, że bohater znanej ze szkolnej lektury powieści Miguela de Cervantesa Don Kichot z La Manchy, widząc wiatraki (dziś autor by napisał: farmę wiatrową) uznał je za olbrzymy i – przekonany, że gdy je zgładzi odda przysługę ludziom – postanowił z nimi walczyć. Wbija kopię w szybko obracające się skrzydło, które ją niszczy oraz rani bohatera i jego konia! Jak widać już ponad 400 lat temu uznano, że walka z urojonymi olbrzymami nie tylko nie przynosi żadnych efektów, ale staje się źródłem bezsensownych szkód. Nadal potyczka z wiatrakami oznacza walkę z czymś nierealnym, urojonym, czyli beznadziejną, nie mającą szans na powodzenie, bo z czymś, czego nie da się pokonać.
Trudno mi przewidzieć, na jakim etapie będzie ustawa kiedy ten artykuł się ukaże. Jej zmiana jest jednym z 37 kamieni milowych, które Polska ma zrealizować, aby spełnić wymogi wynikające z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, i dostać środki z Krajowego Planu Odbudowy. Bez OZE zbankrutujemy i – choć tak ciepłego stycznia nie pamiętam! – zmarzniemy!
boj.
fot. Petra Nowack (Shutterstock)