Można się spierać co do skali wkładu Polaków w rozwój gospodarki amerykańskiej, pamiętając jednocześnie, że sam prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush podczas wizyty w Polsce w 2001 r. oznajmił, że właśnie Polacy stworzyli w Ameryce pierwszą fabrykę.
Jednak pomimo wszystko informacja dotycząca nader skromnych prapoczątków gospodarki, zyskującej już w XX wieku miano pierwszej w całym świecie, i zaznaczenie wiodącej roli polskich rzemieślników w jej powstaniu, może jednak wydać się dziś zabiegiem bardziej z gatunku public relations, niż udokumentowanym wydarzeniem historycznym.
Toutes proportion gardées
Co złożyło się na duży rozrzut artykułowanych w tym względzie opinii? Jak mocno biało-czerwone barwy zaznaczyły się już u samych początków amerykańskiej historii? Na postawione pytania nie jest łatwo – jak się przekonamy z wielu powodów – odpowiedzieć. Dlatego najpierw skoncentrujmy się na próbie rejestracji wydarzeń.
Pierwsza grupa Polaków przybyłych do Jamestown – pierwszej kolonii angielskiej w Ameryce – zaledwie liczyła sześć osób, co wcale nie oznacza, aby na ich dokonania
zawodowe patrzeć w kategoriach mało istotnego zdarzenia. Tym bardziej, że za ich przykładem, w kolejnych latach przybywało do Ameryki coraz więcej Polaków. Następni nieangielskojęzyczni osadnicy do kolonii w Jamestown (Polacy, Holendrzy, Niemcy) przypłynęli w 1609 r. i 1616 r.
Wszyscy oni byli robotnikami kontraktowymi. I patrząc z dzisiejszego punktu widzenia można posądzać ich o dużą łatwowierność, czy wręcz naiwność. Oferowali swoje
konkretne umiejętności, bez których – jak się w codziennym życiu okazało – osiedle kolonistów by długo nie przetrwało. Warunki bytowania były tu niezwykle trudne,
pracowali bardzo ciężko, a płaca była niska. Polskim rękodzielnikom przysługiwało wynagrodzenie w naturze i zapłata w wysokości 36 szylingów miesięcznie, której najprawdopodobniej nie otrzymywali. Najpierw musieli spłacić … koszty morskiej podróży z Anglii do Ameryki! Warto także dokonać tu pewnych porównań. Zgodnie z obliczeniami Jonasa Hanwaya pochodzącymi z roku 1766, roczny dochód „większości ludzi” angielskiego społeczeństwa wynosił wtedy około pięciu funtów. Według ówczesnych obliczeń, angielski robotnik rolny podczas żniw zarabiał dziennie od dwóch szylingów do dwóch szylingów i sześciu pensów, natomiast zimą jego zarobek spadał do jednego szylinga. Natomiast rzemieślnikom angielskim, zwłaszcza tym którzy mogli się wykazać bardzo dużym kunsztem rękodzieła płacono stawki wyższe. Nic dziwnego, że nie było zbyt wielu chętnych rzemieślników angielskich. aby opuszczać ojczyznę, dla udania się w podróż w strony zupełnie nieznane i tym samym niepewne, w tym wypadku, aż do Nowego Świata.
Aktywność zawodowa Polaków przybyłych do w 1608 r. do Ameryki – według historyków i publicystów polonijnych – zaczęła się od… kopania studni, co zapewniło pierwszym kolonistom angielskim dostęp do czystej wody pitnej. Przybyli jednak do Ameryki, jako specjaliści w wytwarzaniu węgla drzewnego, potażu, smoły, dziegciu, terpentyny. W tym celu karczowali lasy, przygotowywali mielerze, zakładali destylarnie smoły. Tereny Wirginii ze swoimi głównie sosnowymi lasami dobrze nadawały się do tego rodzaju działalności gospodarczej.
W Ameryce Północnej w tamtym okresie gospodarka nie była rozwinięta. Jej podstawą było głównie zbieractwo, myślistwo, czy rybołówstwo, w niewielkim stopniu nawet rolnictwo. Kultura materialna Indian Ameryki Północnej różni się od tej jaką reprezentowali w XVI i XVII w. na przykład rdzenni mieszkańcy Ameryki Środkowej i Południowej, którzy mieli osiągnięcia w postaci monumentalnej architektury sakralnej i świeckiej oraz uprawiali rozliczne rzemiosła. Tym bardziej należy więc zachować
odpowiednie proporcje przy porównaniu Starego Świata, a więc Europy z Nowym Światem, czyli Ameryką Północną.
Rzemieślnicy z Polski zajęli się też budową domów, wytwarzali również mydło oraz produkowali szkło. I właśnie ono przysporzyło naszym rodakom szczególnego uznania. Za główny sukces polskich rzemieślników u samego progu powstania amerykańskiej gospodarki zwykło się uważać właśnie uruchomienie fabryki szkła, acz może lepiej byłoby może nazwać ją pierwszym zakładem przemysłowym Ameryki Północnej, a jeszcze lepiej manufakturą.
Powiedzmy bardziej precyzyjnie, że owa wytwórnia w Jamestown nawet jeśli nie była małym warsztatem, na pewno nie można jej nazwać fabryką, a z uwagi na organizację pracy oraz stosowane techniki raczej manufakturą. Taką jakie były w owym czasie w Polsce już nader liczne, aby nie rzec powszechne. Historyk Andrzej Wyrobisz (zob. „Szkło w Polsce od XIV do XVII wieku”) pracowicie obliczył, że od XIV do XVII stulecia na ziemiach polskich funkcjonowało 90 hut szkła.
Ta profesja miała u nas długą tradycję, a umiejętność wytwarzania szkła w Polsce była znana już w IX wieku. Odbywający w XVII w. podróż po Polsce ( był też w kopalni soli w Wieliczce i dał jej opis) Bernard O’Connor, irlandzki lekarz, autor „The History of Poland in Several Letters to Persons of Quality” bardzo komplementował polskie
wyroby ze szkła i z uznaniem pisał m.in. o wytwarzaniu szkła w Prusach Królewskich.
Rzplita wyróżniała się już wtedy wysokim poziomem wyspecjalizowanej wytwórczości i to w działach interesujących zawiadującego kolonią Jamestown kpt. Johna Smitha, który wcześniej miał odwiedzać ziemie polskie i znał wyroby polskiego rzemiosła.
Marek Bielski