Armaniak okazał się tematem na tyle obszernym, że nie udało się go zmieścić w dwóch felietonach – wrześniowym i pażdziernikowym. Kontynuuję więc, z zamiarem zachęcenia czytelników “PT” do sięgnięcia przy jakiejś większej okazji po ten wyborny trunek. Ja miałem kiedyś okazję spróbowania kilkudziesięciu armaniaków i w tym felietonie krótki opis wrażeń z tamtej degustacji.
To, że roczniki tego samego armaniaku odległe od siebie o 10 lat smakują inaczej nie dziwi, ale skala różnic pomiędzy sąsiednimi lub zbliżonymi do siebie rocznikami już tak. Np. armaniaki Domaine d’Esperance z 1990 i 1993 r. różniły się od siebie diametralnie, przy czym mnie smakował bardziej ten pierwszy, który dostał zresztą wcześniej Złoty Medal na wystawie w Paryżu. Podobnie dużą różnicę wyczułem między rocznikami 1979 i 1978 armaniaku Delord; ten pierwszy był bardzo okrągły w ustach, z dominującą nutką tytoniu cygara, a ten drugi – niespodziewanie „perfumowany”.
Spośród wszystkich armaniaków degustowanych na tamtej imprezie, największe wrażenie zrobiły na mnie: Chateau du Tarriquet Color Collection (12 lat, 52,1%), Fut No6 tej samej firmy (XO, 17 lat, 54,9%) oraz Lafontan/Pouthet ’75. W dwóch pierwszych wręcz zdumiewało bogactwo aromatu i nut smakowych, przy zupełnym nieodczuwaniu mocy trunku, natomiast w trzecim – złożoność, okrągłość w ustach i elegancja, przy dość korzystnej cenie.
Poza armaniakami w postaci czystej, na prezentacji serwowano również drinki na bazie armaniaków oraz czekoladki napełniane armaniakiem i czekolady pitne, wzmacniane tymi trunkami. Przy stoisku, na którym na zamówienie mieszano drinki, bawiło zawsze liczne grono młodych gości, na ogół płci pięknej, natomiast czekoladę (do wyboru dwa gatunki + 3 różne armaniaki jako „wkładka”) preferowali raczej gości stateczniejsi. Czekoladkami wypełnianymi różnymi armaniakami zajadali się wszyscy, a było czym, bo dodać należy, że wyprodukował je dzień wcześniej, specjalnie na tę okazję Wedel. Połączenie armaniaku z dobrą czekoladą okazało się wręcz genialne; tak dobrych czekoladek jeszcze w życiu nie jadłem!
O drinkach i czekoladkach wspomniałem dlatego, żeby podkreślić duży potencjał armaniaku w różnych połączeniach gastronomicznych, wynikający z dużej różnorodności trunków z Gaskonii – liczne apelacje, łączenie młodych i starych wódek, wódki rocznikowe, różne style aromatów w zależności od wieku, metod produkcji, producenta itd. Dzięki bogactwu oferty, każdy może znaleźć “swój” armaniak dostosowany do oczekiwań, upodobań i chwili.
Najbardziej klasycznym momentem na kontakt z armaniakiem jest chwili „po posiłku”, przy czym trunek ten jako digestif może być pity zarówno solo, jak też do słodyczy (np. słodkich dań z dodatkiem kandyzowanych pomarańczy oraz cynamonu i czekolady), kawy (aromaty drewna, wędzonki, kakao, uzyskane w procesie dojrzewania, doskonale łączą się z aromatami „małej czarnej”) oraz cygara (zawarte w cygarze aromaty miodu, skóry, pieprzu i karmelu są idealnym odbiciem aromatów wódek Armagnac).
Niezależnie od tego, armaniak może stanowić doskonały aperitif do wypicia przed posiłkiem. Powinien być wtedy możliwie wytrawny, przy czym należy go podawać solo z lodem albo dodatkowo z tonikiem i plasterkiem cytryny. Można także tworzyć na jego bazie różnorodne koktajle. Do tych zastosowań najlepiej nadadzą się armaniaki młodsze, choć już dojrzałe.
Można po, można przed. A czy można także do posiłku? Tak. Armaniaki dają oryginalne połączenia z niektórymi daniami, zwłaszcza słodko-słonymi (np. pierś kaczki w miodzie), a także z klasycznymi deserami (kruchy placek z jabłkami czy ciasto czekoladowe) – i do nich można je z powodzeniem polecać.
Strasznie rozpisałem się o tym armaniaku – ale to trunek, który ma dziś chyba najlepszy stosunek jakości do ceny, więc warto spróbować.
winny maniak