Zacznijmy od dylematu: oryle, czy flisacy? W latach 70. minionego wieku, rozmawiałem z autorytetem w dziedzinie etnografii, Piotrem Ganem – dzielącym ze mną redakcyjny pokój w Rozgłośni Polskiego Radia Kielce, który przekonywał mnie, iż choć najpierw posługiwano się nazwą oryle, a później słowem zdobywającym w polszczyźnie frekwencyjną przewagę stali się flisacy.
– Jednak tak naprawdę oryl, czy flisak nie znaczy … to samo, gdyż istniała zasadnicza różnica, o której najlepiej wiedzieli tylko oni sami. Flisacy byli ludźmi zajmujący się spławem drzewa. Zajęcie to z dziada-pradziada traktowali jako swój zawód. Natomiast oryle wynajmowali się do różnych wodniackich posług i chociaż wykonywali niejednokrotnie taką samą robotę co flisacy, traktowani byli prawie jak …włóczędzy. A na dowód cytował ludowe piosenki orylskie, flisackie i … krypiarskie. (archiwum Piotra Gana). Cóż – obiegowe definicje nie uwzględniają semantycznych odcieni.
Dziś z kolei może nas zaskoczyć nagłym zwrotem inny paradoks. Dlaczego kiedy polskie rzeki nie są spławne, a poziom ich wód wciąż się obniża o flisakach mówi się w mediach, a ich spływy uzyskują ministerialne patronaty? Czy wpisanie flisaków na listę zawodów historycznych byłoby przedwczesne? Tak i nie! Niczym w anegdocie gdzie każdy z dyskutujących ma rację!
Meandry rzecznej sagi
Spław towarów – od wczesnej wiosny do później jesieni – stanowił w Polsce ważną formą transportu. W okresie średniowiecza „jednostki pływające” kierowały się tylko w dół rzeki, potem były rozbierane, a drewno sprzedawano, zaś sami flisacy pieszo udawali się w drogę powrotną. Mniejsze tratwy wiązano zazwyczaj po cztery. Nazywano je płytami i spławiano nimi drzewo, towary leśne, czasami wino, a od XIV w. głównie (acz nie tylko) zboże. Na przedzie tratwy mocowane jest długie wiosło, czyli drygawka. Do zatrzymywania służyły tzw. śryki, czyli zaostrzone drągi. Transport złożony z kilku, a nawet kilkunastu płyt, zwanych też taflami, prowadził w małej łódce starszy flis, nazywany retmanem, pełniący rolę nawigatora.
Jeszcze w II połowie XX w. w wydawnictwach o charakterze naukowym pisano, że obecnie flisactwo występuje w ograniczonym zakresie na rzekach środkowej i południowej Polski. Na przyklad „retman retmanów,” Wincenty Pityński z Ulanowa w latach 60. minionego stulecia zawodowo spławiał drewno. (ostatni transport flisacki wypłynął w 1968 r.).
Pierwsze statki rzeczne powstawały na bazie tratwy. Na przykład galar swą budową przypominał tratwę, miał kształt prostokątny. Popularne stały się dubas, komięga, koza, czy byk, zwany „polskim gromem.” Największym staropolskim bezpokładowym statkiem rzecznym, żaglowo-wiosłowym była szkuta, z wywiniętym dziobem i rufą ściętą pionowo. Załoga stanowiła od 16 do 20 flisaków. Ładowność do 100 ton.
„Galicyjski… Gdańsk”
Warunki hydrologiczne ongiś były odmienne od dzisiejszych i większość polskich rzeki nadawała się do spławu. Dnieprem, Niemnem, Sanem, Wieprzem, Bugiem, a wreszcie Wisłą dostarczano towary do Elbląga i Gdańska. Do XIX w. nad każdą niemal rzeką polską przetrwały bractwa, czyli cechy żeglarzy polskich złożone z retmanów, sterników, flisów i szkutników. Zasłużoną sławą cieszył się cech retmański i sternicki w Ulanowie, noszącym dumnie miano „galicyjskiego Gdańska.” Tamtejsza przystań rzeczna u ujścia Tanwi do Sanu, była także miejscem pracy szkutników. Jeszcze w 1914 r. na 248 mężczyzn w Ulanowie zawód flisaka uprawiało 105 osób. Jak się przekonałem, podczas wakacyjnej wędrówki, do dziś są tam kultywowane tradycje flisackie, a tamtejsze Bractwo Flisackie liczy 150 członków. W 2009 r. w Ulanowie odbył się Międzynarodowy Zjazd Flisaków, a w 2015 r. otwarto nawet Muzeum Flisactwa Polskiego, gdzie zgromadzono ponad tysiąc różnorodnych eksponatów, w tym kotwicę flisacką z XV w.
Flisackie imprezowanie
Niezmiennie popularne są spływy Dunajcem, a Polskie Stowarzyszenie Flisaków Pienińskich liczy ponoć pół tysiąca członków. Wyprawa malowniczym przełomem Dunajca ma też swoją typową komercyjną stronę. Nawet w regulaminie zapisano, iż w razie podniesienia się poziomu wody w Dunajcu, ceny biletów też są…podnoszone. Konkretnie o 20%. Duży rozgłos nadawano m.in. Flisowi Odrzańskiemu (łącznie 24 edycje) oraz Warciańskiemu. Pierwszy startuje w Gliwicach, a drugi w Kole. W Kostrzyniu obie flisackie wyprawy łączą się tworząc jedną flotyllę tratw i już jako „Wielki Flis Niepodlegości” spływ kończy się w Szczecinie. Tratwy są rozbierane, a drewno zastaje odsprzedane firmie handlowej. Nawet na Przemszy odbywa się „Flis” urządzany przez samorządowców Sosnowca, Jaworzna, Chełmka oraz Mysłowic, a jego celem jest uprzątnięcie rzeki ze śmieci. (Każdy uczestnik – wolontariusz otrzymuje pamiątkową koszulkę).
Organizowane są też Wiślane Flisy, w środkowym (czytaj: warszawskim) biegu Wisły. Współcześnie letnie imprezy zwane „Flisami” odbywają się też na wielu innych rzekach. Mają już oczywiście tylko rekreacyjny charakter. Za próbami utrzymania tradycji flisackich i udzielania ministerialnych i samorządowych patronatów, kryje się pozytywny zamiar zachęcenia społeczeństwa do zmiany nastawienia do całego kompleksu kwestii związanych z gospodarką wodną i rozlicznych pożytków z jej racjonalizacji wynikających.
Światowy patronat UNESCO
Na tzw. krajowej liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego już znajduje się wpis o tradycjach flisackich Ulanowa. Polskie tradycje flisackie nabierają też powagi … międzynarodowej, a to za sprawą UNESCO! Polska, Austria, Czechy, Niemcy, Łotwa i Hiszpania złożyły wspólny wniosek o wpis flisactwa na „Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO”. To efekt inicjatywy polskiego Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego, które podjęło się roli koordynatora. Decyzja w tej sprawie nastąpi na najbliższej światowej konferencji generalnej UNESCO.
Marek Bielski