Rynek technologii medycznych w ostatnich latach często wskazywany jest jako jedna z najbardziej perspektywicznych gałęzi gospodarki. Ten segment rynku cieszy się sporym zainteresowaniem m.in. ambitnych, młodych przedsiębiorców prowadzących tzw. startupy i jak wskazują raporty, środowisko medycznych startupów rośnie w siłę i jest jednym z bardziej obiecujących sektorów dla rozwoju polskiej myśli technologicznej. Polskie firmy medyczne są coraz bardziej doceniane za granicą. W raporcie z 2019 r. PARP informowała, że sprzęt medyczny jest polskim hitem eksportowym, a udział branży w całości polskiego eksportu dynamicznie rośnie. Potencjał szeroko rozumianej branży medycznej dostrzegły również instytucje państwowe, o czym świadczyć może m.in. uruchomienie kilka lat temu branżowego programu promocji zagranicznej, czy też niedawna obecność polskich innowacyjnych firm medycznych w polskim pawilonie na Expo w Dubaju. Informacje o zagranicznych sukcesach polskich firm medycznych cieszą każdego, kto kibicuje rozwijaniu działalności polskich firm na międzynarodowych rynkach. Szkoda tylko, że ten potencjał nie zawsze jest doceniany w kraju. We wspomnianym wcześniej raporcie PARP można przeczytać, że sukces eksportowy polskich firm medycznych jest odwrotnie proporcjonalny do tego, co dzieje się na rynku krajowym. Tutaj polscy producenci mają stosunkowo niewielki udział, a rynek wyrobów medycznych opiera się wciąż w większości na imporcie. Zdaję sobie sprawę, że np. wiele małych, polskich startupów działa w niszowych obszarach rynku i nie jest w stanie w całości pokryć importu – mimo to mam wrażenie, że w przypadku tej branży stare porzekadło „cudze chwalicie, swojego nie znacie” sprawdza się nader często. To pragnienie, aby udziałem polskich firm na rodzimym rynku był większy nie jest przejawem przesadnego patriotyzmu gospodarczego. Lekcja z pandemii jest taka, że uczestnicząc w globalnej gospodarce nie można zapominać o zabezpieczeniu dostępu do dóbr strategicznych, takich jak leki, sprzęt medyczny, czy sprzęt ochronny.
Osobną kwestią pozostaje to, czy będziemy potrafili z tych „zabezpieczonych” zasobów korzystać. Ilustracją problemu mogą być opublikowane wiosną wyniki kontroli NIK dotyczącej wykorzystania sprzętu medycznego w placówkach ochrony zdrowia. Kontrola wykazała m.in., że szpitale nie wykorzystują w pełni nowoczesnego sprzętu medycznego, źle planują zakupy, cierpią na niedobory kadrowe, nie mają umów z NFZ albo koszty użycia sprzętu przekraczają kwoty, jakie daje Fundusz. Warto dodać, że problemy kadrowe, finansowe i organizacyjne są też często wskazywane jako największe bariery w nawiązywaniu współpracy z placówkami ochrony zdrowia przez polskie firmy medyczne. Cóż, nawet najlepszy sprzęt i najlepsza strategia zabezpieczenia dóbr na wypadek kryzysu nie pomoże, gdy szwankuje cały system. Kiedy doczekamy się gruntownej reformy sytemu ochrony zdrowia? Tego nie wiem. Ale wiem, że na „zdrowy” system nie tylko pomógłby pacjentom, ale pozwolił również w większym stopniu rozwijać potencjał nowoczesnych, polskich firm.
Andrzej Arendarski, prezydent KIG