Cykl moich felietonów nazywa się wprawdzie „Wino dla inżyniera”, ale tym razem postanowiłem wyjść poza tę formułę. Będzie zatem o mocniejszych alkoholach, a że Wielkanoc za pasem – więc o tym, po które z nich warto sięgnąć w te Święta.
Przy świątecznym stole króluje u nas wódka. Nawet w Święta wstaje się jednak w końcu od stołu – i wtedy nadchodzi czas na szlachetne, starzone destylaty: koniaki lub brandy, armaniak, calvados czy staropolskie śliwowice. To również dobra okazja na sięgnięcie po whisky, rum, tequilę, likiery lub nalewki.
Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: po świątecznym obiedzie zapalamy swoje ulubione, świąteczne cygaro (swoją drogą, czy rodzina lubi dym z niego?) – i czego jeszcze nam brakuje? Oczywiście szklaneczki dobrej szkockiej whisky!
Czym jest whisky? W gruncie rzeczy daleką kuzynką polskiej starki – naturalną, starzoną w dębowych beczkach wódką, produkowaną ze spirytusów zbożowych, wśród których poczesne miejsce zajmują tzw. spirytusy słodowe, otrzymane przez destylację z zacieru na bazie sfermentowanego, skiełkowanego ziarna jęczmienia. Trzeba więc wziąć jęczmień, namoczyć jego ziarna, zaczekać aż skiełkują i wtedy wysuszyć (Szkoci robią to w suszarniach opalanych miejscowym torfem, co nadaje ziarnom specyficzny, dymny smak, którego nie da się odtworzyć w żadnym innym miejscu na ziemi). W trakcie kiełkowania skrobia w ziarnach rozkłada się na cukry proste, co zapewnia słodowi (bo tak nazywa się produkt tego procesu) słodkawy smak, który przenosi się poprzez fermentację, a następnie destylację do gotowej whisky.
Nie wchodząc dalej w tajniki produkcji tego trunku warto dodać, że w opisany sposób produkuje się tylko najszlachetniejsze whisky słodowe (Pure Malt i Single Malt) i właśnie je rekomenduję Państwu na świąteczny stół. Proste whisky są mieszanką zwykłych destylatów zbożowych i niewielkich ilości whisky słodowej; dla odróżnienia od szlachetnych maltów nazywa się je blendami. I jedne i drugie muszą być poddane starzeniu w dębowych beczkach, przy czym minimalny okres starzenia dobrej whisky wynosi 6 lat.
Kupując whisky na Święta, patrzmy więc, czy jest to malt czy blend i ile lat był starzony. Dobre 12-letnie blendy (np. Chivas Regal, Johnny Walker Black Label czy Dimple) można kupić już u nas za 120-150 zł; kto pożąda czegoś jeszcze bardziej wyjątkowego, niech sięgnie np. po 18-letnią whisky Glenfiddich Single Malt, a nie pożałuje – choć to już wydatek powyżej 250 zł.
Czy whisky produkują tylko Szkoci? Oczywiście nie, próbowały ich naśladować liczne narody, m.in. Irlandczycy, Kanadyjczycy, Amerykanie i Japończycy. Ich whisky (lub częściej „whiskey” – bo tak nazywa się większość tych trunków) smakują inaczej niż szkocki oryginał. Osobną grupę wśród nich stanowią amerykańskie burbony – whiskey na bazie destylatów kukurydzianych.
Jak pijać whisky? Albo z dużą ilością kostkowanego lodu albo z niewielkim dodatkiem chłodnej wody; wybór pozostawiam do Państwa uznania. Proszę tylko pamiętać, że tym trunkiem trzeba się delektować. Picie “do dna” jest tu wykluczone!
Specyficzny smak whisky nie wszystkim odpowiada – choć mówi się, że do jego doceniania trzeba po prostu dorosnąć! Jeśli jednak ktoś „nie dorósł”, może sięgnąć po rum – pity solo w kieliszkach koniakowych lub w koktajlach, np. z colą.
Rum jest także starzoną w dębie wódką naturalną, ale surowcem do jego produkcji jest melasa i/lub sok z trzciny cukrowej. Wytwarza się go głównie w tropikach. W smaku jest słodszy i bardziej aromatyczny niż whisky. I w jego przypadku czas starzenia odgrywa podstawową rolę. Rumy niestarzone lub starzone bardzo krótko są wręcz przezroczyste lub bardzo jasne, natomiast te starsze, 7- czy 8-letnie mają już wybarwienie ciemnobrązowe.
W czasach tzw. realnego socjalizmu w Polsce można było kupić bez trudu i tanio świetne kubańskie rumy Havana; są one dostępne i dziś, ale już za większe pieniądze. Dużą popularnością zaczynają się u nas cieszyć także rumy aromatyzowane, a wśród nich pyszny cytrynowy Bacardi Limon, ulubiony przez młodzież.
Ledwie zacząłem – a tu już koniec felietonu! Zainteresowanych tym, co jeszcze można wypić na Wielkanoc (zwłaszcza przy deserach), muszę w tej sytuacji odesłać do kwietniowego wydania “PT”. Na zdrowie!
winny maniak