Ostatnio Internet jest zalewany obrazami sztuki cyfrowej. Jest to możliwe dzięki działaniu najnowszej wspomaganej sztuczną inteligencją (ang. Atificial Intelligence – AI) aplikacji o nazwie Lensa.
Początkowo została ona pomyślana jako edytor zdjęć selfie i retuszu fotografii. Aplikacja jest wyposażona w wiele filtrów ułatwiających korektę fotografii. Dzięki prostym funkcjom i efektom fotograficznym można sprawić, że każde zdjęcie będzie idealne przez 365 dni w roku. Nie jest potrzebne wcale laboratorium fotograficzne ani ciemnia, ponieważ w ciągu kilku sekund gotowe jest dowolne selfie.
W ostatnim czasie, w opartych na sztucznej inteligencji generatorach obrazów nastąpił przełom, są one teraz lepsze niż kiedykolwiek: pod względem jakości, szybkości i co istotne bardziej przystępne cenowo. Modele sztucznej inteligencji są „trenowane” na milionach danych graficznych i tekstowych, pobranych z publicznie dostępnych zasobów online, a także, podobnie jak w przypadku aplikacji DALL-E, mogą przekształcać krótkie podpowiedzi tekstowe, takie jak np. komik Ronald McDonald wykonujący operację na otwartym sercu w unikalne obrazy.
Każdy może teraz tworzyć profesjonalnie wyglądające, dostosowane do jego wyobrażeń, obrazy bez żadnego szkolenia w zakresie sztuki lub projektowania.
Osoby pracujące w bardziej kreatywnych branżach kognitywnych od dawna przeczuwały, że nie muszą się obawiać automatyzacji. W sumie, w jaki sposób komputer mógłby kiedykolwiek odtworzyć aurę arcydzieła Leonarda da Vinci, lub mieć unikalny zestaw umiejętności wymaganych do opracowania atrakcyjnej wizualnej kampanii marketingowej dla luksusowej marki?
Wsparcie, czy zagrożenie?
Pierwsze obrazy tworzone za pomocą tych narzędzi były pełne usterek, które sugerowały, że zostały wykonane maszynowo. Ale gdy stały się one doskonalsze, twórcy stali się bardziej zaniepokojeni. Na pierwszej linii tej debaty znajdują się twórcy tacy, jak graficy i ilustratorzy komercyjni, którzy przyjmują zlecenia artystyczne w oparciu o specyfikacje klienta.
Kto odbiera twierdzenie, że sztuczna inteligencja może przejąć kreatywne miejsca pracy jako sianie paniki, powinien wiedzieć: to już się dzieje. Przykłady nasuwają się same, jak choćby ten: San Francisco Ballet wykorzystał niezależne laboratorium badawcze Midjourney do stworzenia kampanii wizualnej baletu Dziadek do Orzechów (chociaż przedstawiciel baletu powiedział, że pomimo użycia sztucznej inteligencji, około 30 projektantów, producentów i twórców było również zaangażowanych w tworzenie kampanii).
Innym zagrożeniem dla źródeł utrzymania artystów jest umiejętność tych narzędzi do tworzenia obrazów „w stylu” konkretnych twórców. Ta funkcjonalność może być nawet zabawna, gdy jest używana do wyczarowywania tak dziwacznych wizji, jak premier Morawiecki jadący na jednorożcu do Urzędu Rady Ministrów namalowany przez van Gogha. Ale jeśli chodzi o żyjących artystów, którzy spędzili lata na rozwijaniu własnego, charakterystycznego stylu, niesamowita zdolność sztucznej inteligencji do naśladowania, bez wspomagania lub zapożyczeń, staje się problematyczna.
Gdy ilustrator dzieł sztuki fantasy Greg Rutkowski dowiedział się, że jego nazwisko było jednym z najpopularniejszych na platformie sztucznej inteligencji Stable Diffusion (modelu przekształcania tekstu na obraz, zdolnego do tworzenia fotorealistycznych obrazów z dowolnego tekstu, który kultywuje autonomiczną wolność tworzenia niesamowitych obrazów, umożliwia miliardom ludzi tworzenie oszałamiającej sztuki w ciągu kilku sekund) – bardziej popularne niż Picasso czy Leonardo da Vinci, stwierdził, że jedyne, co mogłoby przestać zasilać algorytm AI, to zaprzestanie publikowania prac w Internecie, co w tej branży jest jednak niemożliwe.
Artysta kontra algorytmy
Chociaż kwestie te dopiero niedawno przyciągnęły uwagę głównego nurtu adeptów sztuki, istnieją grupy artystów, którzy to przewidzieli, gdy dziedzina ta była jeszcze w powijakach i pracowali nad opracowaniem rozwiązań. Wśród nich są berlińscy artyści Mat Dryhurst i Holly Herndon, którzy stworzyli program wyszukujący, którego każdy może użyć, aby sprawdzić, czy jego praca została wprowadzona do 150-terabajtowego zestawu danych o nazwie LAION, jaki jest używany do szkolenia większości generatorów obrazów sztucznej inteligencji. Ich organizacja, Spawning, opracowuje również inne narzędzie, które ma pozwolić artystom określić uprawnienia, na podstawie których ich twórczość może być wykorzystywana przez algorytmy, w tym wybór opcji całkowitej rezygnacji.
Zarówno Stability AI – organizacja oferująca Stable Diffusion – jak i LAION zobowiązały się do współpracy ze Spawning, aby honorować wnioski artystów złożone przed następnym „szkoleniem” Stable Diffusion, dlatego ostatnia aktualizacja tego narzędzia usunęła możliwość pisania podpowiedzi, które określają artystę po nazwisku.
Istnieją także inne wady w ogromnych, otwartych zbiorach danych, na których trenowane są modele sztucznej inteligencji, które ograniczają jej potencjał. Braki w różnorodności danych, a także uprzedzenia ludzi, którzy pierwotnie wybierali obrazy, z których uczy się AI , nieświadomie zakodowały modele za pomocą szkodliwych stereotypów i reprezentacji. Niektórzy użytkownicy odkrywają, że Lensa tworzy nadmiernie zseksualizowane żeńskie awatary, wyolbrzymia fenotypy rasowe w swoich wynikach i ma trudności z odczytaniem mieszanych cech ras. Takie problemy mogą powstrzymać każdego, kto myśli o wykorzystaniu tej technologii do celów komercyjnych – przynajmniej do czasu ulepszenia zestawów danych szkoleniowych.
Nutka optymizmu
Jednak wielu artystów nadal wierzy, że technologia ta może otworzyć im możliwości lepszej, a przynajmniej wydajniejszej pracy. Brytyjska ilustratorka Michelle Thompson widzi potencjał w idei wykorzystywania sztucznej inteligencji zarówno do opracowywania koncepcji, jak i udoskonalania wyników artystycznych. Postrzega AI mniej jako zagrożenie, a bardziej jako szansę, i zapewnia: Jak wszystko inne, zawsze będą artyści, którzy mogą lepiej wykorzystać te narzędzia. Narzędzia te są tak dobre, jak zestawy danych, na których są szkolone. Z drugiej strony, ludzka wyobraźnia nie ma granic.
Dla tych, którzy są uważnymi obserwatorami, wizualne produkty tych powszechnie dostępnych narzędzi sztucznej inteligencji, wydają się powtarzalne, a wkrótce nawet nieprofesjonalni widzowie nauczą się rozpoznawać działanie maszyny.
Sztuczna inteligencja, która mogłaby całkowicie zastąpić artystów, a więc jakiś całkowicie autonomiczny, kreatywny robot zdolny do posiadania ludzkiej wyobraźni i ekspresji – jeszcze nie istnieje, ale, jak uważają eksperci – nadchodzi. A ponieważ sztuczna inteligencja staje się coraz bardziej wszechobecna, artyści, ilustratorzy i projektanci będą wyróżniani nie przez to, czy używają, ale przez sposób, w jaki korzystają z tej technologii.
Maciej Kamyk