Ze Sławomirem Kasprzakiem, Dyrektorem Zespołu Szkół Licealnych i Technicznych nr 1 w Warszawie, najlepszym Technikum w Polsce rozmawia Zygmunt Jazukiewicz.
Zacznijmy od rekrutacji uczniów. Zapewne szkoła korzysta w jakimś stopniu z kandydatów, którzy już reprezentują wysoki poziom, gdyż działa niemal w centrum stolicy.
Sam nabór nie jest początkowym etapem. Jest konsekwencją tego, jaki dziś ma status szkoła na Wiśniowej. Nie zawsze tak było, że byliśmy szkołą „rankingową”, osiągającą mierzalne wyniki na wysokim poziomie.. Zaczynaliśmy w latach 90. XX w. praktycznie z niczego. Postawiliśmy kandydatom wymagania punktowe. Te progi wynikały ze spostrzeżenia, że przeciętny kandydat nie radzi sobie z wymaganiami technikum. Już wtedy, 20 lat temu dotykaliśmy problemów nowoczesnych technologii. Niestety wysokie progi punktowe doprowadziły do sytuacji, że nie dokonaliśmy naboru, bo wielu nie mogło tych progów na egzaminie osiągnąć. Zdaliśmy sobie sprawę, że albo trzeba będzie się wycofać ze szkoły technicznej, albo robimy szkołę, ale taką, do której przyjdzie trochę inny kandydat. W 2003 r. przyjęliśmy uchwałę o powołaniu Technikum Mechatronicznego nr1. Dopiero po dwóch latach pojawił się (oficjalnie) zawód technik-mechatronik. Pierwszy nabór do tego zawodu był skuteczny, ale podział kształcenia zawodowego na teoretyczne i praktyczne wydawał się sztuczny. I zacząłem wtedy myśleć o edukacji, która zintegruje kształcenie zawodowe z teoretycznym. Wprowadziliśmy kształcenie modułowe. Pierwszy rocznik absolwentów, który wyszedł z tego systemu pozwolił osiągnąć już wynik rankingowy – znaleźliśmy się w pierwszej dziesiątce najlepszych szkół w Polsce. Ranking uwzględniał wynik maturalny na poziomie podstawowym i rozszerzonym oraz egzamin zawodowy i olimpiady. Wtedy zaczęło się większe zainteresowanie szkołą w postaci większej liczby kandydatów.
Zdecydował więc nowy standard łączenia zajęć teoretycznych z praktycznymi?
Ten standard już funkcjonował w polskiej edukacji, ale rozwiązania ministerialne bardziej były wtedy związane z „operacjonalizacją” treści nauczania. My ten model podzieliliśmy na zadania zawodowe jako jednostki modułowe. Finał takiego kształcenia to zawsze efekt w postaci usługi, decyzji lub produktu. Zaletą tej metody jest to, że widzimy ucznia w postępie; wykonuje on zadania w swoim rytmie, ale musi je wykonać. Każdy osiąga sukces. Żeby jednak tak się stało, to trzeba stworzyć właściwe warunki kształcenia. To nie miała być wiedza zdobyta w oparciu o książkę, ale na stanowisku tożsamym z tym, co się spotyka w przemyśle. Jednocześnie przy takiej pracy kształtowały się kompetencje społeczne: umiejętność pracy w zespole, kreatywność, solidność, systematyczność.
Czytaj więcej: https://www.sigma-not.pl/publikacja-148376-ku-pierwszej-lidze-in%C5%BCynierskiej-przeglad-techniczny-2024-4.html