Z dr. inż. Tomaszem Zielińskim, Prezesem Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego rozmawia Zygmunt Jazukiewicz
Na niedawnym Kongresie Polskiej Chemii stwierdził Pan, że udział unijnego przemysłu w światowym rynku chemikaliów zmalał z 27% do 14%. Oznacza to, że problem dotyczy całej UE, a nie tylko Polski. Czy istnieją jednak problemy ograniczające się do rynku polskiego?
Należy zauważyć, że polska chemia jest częścią europejskiej chemii i bezwzględnie musimy patrzeć na nią w szerszym aspekcie niż tylko z poziomu rynku krajowego. Rynek krajowy to główny rynek dla polskich producentów z branży chemicznej i dlatego jest on niezwykle ważny, natomiast ze względu na liczne partnerstwa biznesowe, powiązania, w tym surowcowo-produktowe, musimy patrzeć szerzej na każdą sytuację, z którą mamy do czynienia na poziomie rynku europejskiego. To, co dzieje się w handlu chemikaliami na poziomie całej Europy może mieć bezpośrednie przełożenie na funkcjonowanie branży chemicznej w Polsce. Jako Polska Chemia nadal jesteśmy uzależnieni od wielu czynników geopolitycznych, zachowań dużych przedsiębiorstw funkcjonujących w Europie Zachodniej, ale co najważniejsze, od zachowań innych rynków już w ujęciu globalnym. Problemy na poziomie rynku krajowego są bardzo podobne, a w wielu przypadkach zbieżne, do tych, z którymi zmaga się cała europejska chemia. Dzisiaj brak dobrej ochrony dla producentów europejskich, w tym zwłaszcza polskich, powoduje, że napływ taniej konkurencji do Europy, a tym samym do Polski, znacząco wpływa na ograniczenie konkurencyjności polskich przedsiębiorstw. Z drugiej strony inny stan gospodarki, uwarunkowania surowcowe, miks energetyczny, koszty funkcjonowania na rynku polskim również inaczej pozycjonują możliwości konkurowania przez polskie firmy. Samo wdrażanie regulacji niesie ze sobą w Polsce inne skutki i ryzyka niż w przypadku inaczej rozwiniętych gospodarek Europy Zachodniej. Nałożenie na to regulacji polskich, często dalej idących niż europejskie, dodatkowo powoduje liczne utrudnienia dla funkcjonowania branży.
Czy nie sądzi Pan, że udział Europy w światowym przemyśle chemicznym powinien być jakościowy, a nie ilościowy? Mam tu na myśli surowce i materiały ekskluzywne, np. grafen w wyrafinowanych zastosowaniach, nanochemię, metapłyny czy innowacje w recyklingu?
Owszem, w pewnych grupach produktowych można zastosować podejście jakościowe. Natomiast w ostatnich latach jakość wielu produktów pochodzących z rynków pozaeuropejskich nie odbiega jakością od tych wytwarzanych w Europie. Ich niższe ceny stanowią dodatkowe wyzwanie w kontekście możliwości konkurencji. W wielu przypadkach mamy do czynienia z produktami o charakterze masowym, a w tym zakresie, jak widzimy po zachowaniach wielu rynków światowych, cena jest jednym z najważniejszych czynników. Musimy również wziąć pod uwagę to, że na finalny koszt produkcji i tym samym na ceny produktów końcowych w Europie wpływ mają także np. wysokie ceny energii, koszty regulacji, koszty pracy, które w innych regionach świata mogą być dużo niższe. Patrząc na skalę całej europejskiej chemii postawienie tylko na tzw. surowce i materiały ekskluzywne może nie wystarczyć, aby utrzymać branżę, zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasowej.
Trend deindustrializacji, o którym Pan wspomina jest ogólnoeuropejski. Jak, Pana zdaniem, Polska na swoim obszarze gospodarczym może go powstrzymać?
Trend deindustrializacji jest ogólnoeuropejski, natomiast musimy patrzeć na niego nie tylko przez przenoszenie produkcji z Europy do tańszych regionów świata, ale również przez lokowanie nowych inwestycji przez kraje nieeuropejskie właśnie w regionach, gdzie występują niższe koszty produkcji. Trend ten jest bardzo niebezpieczny dla Europy i to nie tylko w branży chemicznej, ale też innych dziedzinach gospodarki. Jednym z pilnych działań, które mogą go powstrzymać, może być wprowadzenie skutecznych mechanizmów ochrony rynku dla produktów importowanych spoza Europy, zwłaszcza tych, które mają wątpliwe źródło pochodzenia, jakość, lub istnieją podejrzenia, że mogą nie spełniać standardów środowiskowych, obowiązujących na rynku europejskim. Ponadto wprowadzenie pewnych zachęt np. finansowych mogłoby skłonić przedsiębiorstwa do pozostania i dalszego inwestowania na rynku europejskim. W dłuższej perspektywie działania, które mogłyby być skuteczne dla rynku polskiego, muszą być także prowadzone na poziomie całego rynku europejskiego. Trudno sobie wyobrazić, że będziemy mocno inwestować w powstrzymanie deindustrializacji w Polsce, podczas gdy będzie ona dalej zachodzić w innych krajach europejskich. Mechanizmy ochrony muszą być wspólne dla całego rynku wspólnotowego tak, aby producenci polscy i europejscy mogli rywalizować z producentami pozaeuropejskimi na zasadach zdrowej i uczciwej konkurencji.
Kto ma być adresatem Manifestu Polskiej Chemii, jaki przygotowuje Izba – organa Unii Europejskiej czy polski rząd? Może należy działać w porozumieniu z eksponentami przemysłu chemicznego w innych państwach?
Manifest Polskiej Chemii jest zbiorem licznych postulatów polskiego przemysłu chemicznego, zebranych w sześciu filarach: ochrona rynku, transformacja energetyczna, zrównoważona chemia, gospodarka cyrkularna, sprzyjające regulacje i przyszłość Polskiej Chemii. Ich realizacja może przyczynić się do odbudowy i umocnienia konkurencyjności branży chemicznej w Polsce. Adresatem jest zarówno polska, jak i unijna administracja. Manifestem zwracamy uwagę na liczne ryzyka i newralgiczne obszary dla branży, ale także sygnalizujemy najistotniejsze potrzeby, w zakresie których zapraszamy administrację krajową i unijną do współpracy. Z założenia prace nad Manifestem będą w niektórych obszarach prowadzone na poziomie administracji krajowej. Postulaty będą też kierowane do władz unijnych, w tym Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Już teraz zamierzamy rozpocząć prace nad Manifestem wspólnie z polskimi europarlamentarzystami. Kluczowe działania przygotowujemy do realizacji w ramach Prezydencji Polski w Radzie Unii Europejskiej, która rozpoczyna się 1 stycznia 2025 r. To jednak nie wszystko. Zakładamy, że Manifest będzie żywym dokumentem. W przypadku niektórych postulatów konieczne jest natychmiastowe podjęcie działań, natomiast realizacja innych przekłada się na dłuższy horyzont czasowy, co powoduje, że będziemy nad nimi pracować w ramach całej kadencji polskiej prezydencji. Oczywiście, przewidujemy współpracę z partnerami branżowymi przemysłu chemicznego w Europie. Jednym z takich partnerów może być Europejska Rada Przemysłu Chemicznego (CEFIC), której Izba jest członkiem, w tym również w ramach klastra Europy Centralnej m.in. Grupy Wyszehradzkiej.
Czy ryzyko regulacyjne, wymieniane przez Pana oznacza właśnie trend ku deindustralizacji? Jeżeli Unia będzie sama niszczyła własną konkurencyjność przez nadregulację, to inne działania niewiele zmienią.
Zgadza się, ryzyka energetyczne czy surowcowe są znane. Natomiast dziś to nie tylko ryzyka regulacyjne powodują deindustrializację czy mocne ograniczenie konkurencyjności branży. Obecnie rynek globalny przemodelował się. Europa zmaga się z wysokimi cenami energii. Jak pokazała agresja Rosji na Ukrainę, bolesne jest także uzależnienie surowcowe Europy. Regulacje, a zwłaszcza wynikające z nich drogie w realizacji cele, dodatkowo uderzają w konkurencyjność branży. Dlatego jednym z filarów naszego Manifestu są tzw. sprzyjające regulacje. Ważne jest, aby w zakresie proponowania, wdrażania i egzekwowania regulacji Unia Europejska z większą łagodnością podchodziła do strategicznej branży, jaką jest chemia. Przedsiębiorstwa potrzebują zdecydowanie więcej zachęt i wsparcia niż doregulowanej kontroli. Teraz ważne jest, aby administracja unijna pilnie wprowadziła liczne mechanizmy wsparcia, w tym także związane ze złagodzeniem regulacji. Jest to trudne, ale nie niemożliwe.
„Zwiększenie odporności na zakłócenia w łańcuchach dostaw, adaptacja do surowych celów klimatycznych, oraz innowacyjność w produkcji” to są zadania dla całej gospodarki Unii. Czy np. uważa Pan, że ważny surowiec dla chemii – gaz ziemny powinna zapewniać wspólna polityka importowa UE?
Zwłaszcza pandemia pokazała, jak kruche mogą być łańcuchy dostaw i jak uzależnienie od produkcji ulokowanej poza Europą może wpłynąć na całą Unię. Można sobie wyobrazić, że to Komisja Europejska będzie tworzyć, a potem nadzorować wspólny rynek surowcowy, ale pamiętajmy, że sama Unia Europejska to dzisiaj 27 krajów, o różnej kondycji i stanie zaawansowania gospodarki, infrastruktury itd. Wspólna polityka importowa w zakresie gazu ziemnego mogłaby stanowić pewne rozwiązanie – mogłaby dać wszystkim krajom członkowskim podobną cenę. Pamiętajmy jednak, że w każdym kraju mamy do czynienia również z innymi czynnikami składającymi się na koszty wytworzenia, w tym np. kosztami energii, wynikającymi z miksu energetycznego różnego dla każdego kraju. Niewątpliwie może być to ciekawy kierunek, ale pamiętajmy też, że to nie tylko kwestia gazu ziemnego stanowi dziś największe wyzwanie dla branży. Wybuch wojny na Ukrainie spowodował, że wiele krajów europejskich zmieniło kierunki dostaw i skutecznie zabezpiecza swoje rynki w ten surowiec. Ostatni czas pokazał również, jak różne inwestycje w tym zakresie poczyniły poszczególne kraje. W związku z tym trudno byłoby wyobrazić sobie stworzenie wspólnego rynku. Docelowo musimy myśleć o infrastrukturze i przesyle gazu. Pytanie brzmi, czy każdy kraj byłby w stanie z tego skorzystać.
Jednolite standardy „zielonej chemii” dla niektórych państw są łatwiejsze do osiągnięcia, dla innych trudniejsze. Grozi to osłabieniem konkurencyjności jednych państw względem innych w ramach UE.
Owszem, w kontekście zrównoważonej chemii i zielonych chemikaliów poszczególne kraje członkowskie UE znajdują się na różnym poziomie rozwoju. Dla jednych standardy te będą łatwiejsze do osiągnięcia, dla innych natomiast trudniejsze. Wiele krajów wcześniej poczyniło inwestycje i szybciej wprowadzało zmiany w tym kierunku. Te, które tego nie zrobiły, będą miały znacznie więcej do nadrobienia w tej kwestii, a cały proces może być bardziej skomplikowany. Wszyscy wiemy, jakie zielone cele stawia przed nami Komisja Europejska. Oczywiście, realizacja wielu z nich jest uzależniona od możliwości danego kraju i kondycji jego gospodarki. Łatwiej mają kraje, które dysponują „mniej emisyjnym miksem energetycznym”, np. z większym udział atomu lub OZE. Trudno sobie jednak wyobrazić, że Komisja Europejska wycofa się z zielonych celów. Wszyscy i tak będziemy musieli je zrealizować. Mamy nadzieję, że w niektórych obszarach cele te będą złagodzone lub na tyle zmodyfikowane, żeby ułatwić ich skuteczną realizację.
Jeżeli surowiec z recyklingu nie będzie tańszy od pierwotnego, to będzie stale obciążał budżety publiczne zwłaszcza w części przeznaczanej na inwestycje. W rezultacie rozwój gospodarczy Europy ulegnie dalszemu hamowaniu.
Technologie recyklingu chemicznego ciągle się rozwijają, a początkowa faza rozwoju często wymaga większych nakładów. Widzimy w nich dodatkowe możliwości wzmocnienia branży. Wiele lat temu podobnie mówiło się o recyklingu mechanicznym i w ogóle zbiórce odpadów, a dziś staje się to powszechne i oczywiste. Rozwój recyklingu chemicznego może stanowić także dodatkowe źródło surowców i kierunek rozwoju, a przez to redukcję stosowania paliw kopalnych, co również jest jednym z celów unijnych. Musimy być świadomi tego, że recykling chemiczny nie rozwiąże wszystkich problemów od razu, ale może być ważnym uzupełnieniem dla wszystkich procesów tzw. przetwórstwa odpadów. Przecież już dziś korzystamy z wielu produktów wytwarzanych z surowców pochodzących z recyklingu mechanicznego. W wielu przypadkach produkty wytworzone z tych surowców są pełnowartościowymi odpowiednikami tych, które nie pochodzą z recyklingu. Często zwracam uwagę na to, że aby tego typu procesy były skuteczne, a docelowo racjonalne kosztowo, niezbędna jest budowa świadomości ekologicznej wokół właściwego gospodarowania odpadami. Przecież nam wszystkim chodzi o poprawę i dobro środowiska naturalnego, prawda?
Efektywne nakłady na nowe technologie na świecie pochodzą przede wszystkim z sektora prywatnego. W Polsce nie akumuluje on środków na inwestycje. To jest główna przyczyna słabej innowacyjności polskiej gospodarki. Jak to zmienić?
Nie uważam, że jest to główna przyczyna słabej innowacyjności polskiej gospodarki. Dobrą innowacyjność można budować nie tylko w oparciu o finansowanie z sektora prywatnego. Mogą to być partnerstwa publiczno-prywatne, czy bezpośrednie wsparcie publiczne. Kluczem do wysokiego poziomu innowacyjności jest całość otoczenia, w jakim funkcjonują przedsiębiorcy: to z kim mogą podejmować współpracę w zakresie wdrażania innowacyjności, czy mają sprzyjające warunki ku temu, żeby inwestować, czy ich na to stać, czy np. muszą ograniczać nakłady na innowacyjność dlatego, że ponoszą znaczne koszty związane z wypełnianiem celów regulacyjnych, często dużo bardziej złożonych i trudniejszych na rynku krajowym, niż wymaga tego Unia Europejska… Chemia zawsze była innowacyjna, ale widzimy jak tę innowacyjność z jednej strony mogą wyhamować liczne czynniki np. kosztochłonne jak tzw. „inwestycje regulacyjne”, a z drugiej niepewność przedsiębiorstw, czy będą w stanie ulokować innowacyjny produkt na rynku. Należy tu spojrzeć na ochronę rynku. Nie ma znaczenia, że zainwestujemy w najbardziej innowacyjny produkt, jeżeli możemy się zmierzyć z tanią, napływową konkurencją. Oczywiście to w innowacyjności możemy doszukiwać się odbudowy konkurencyjności branży, ale podniesienie jej poziomu musi być spójne z innymi czynnikami, które funkcjonują w gospodarce.
Czy w Manifeście Polskiej Chemii będziecie Państwo proponować radykalne cła na produkty chemiczne spoza UE?
Jednym z ważniejszych filarów jest ochrona rynku. W jego ramach proponujemy m.in. rewizję i rozszerzenie zakresu regulacji antydumpingowych i antysubsydyjnych, wzmocnienie nadzoru celnego i usprawnienie systemu monitorowania rynku, a także rozszerzenie sankcji oraz wzmocnienie ich kontroli i egzekwowania. Zdajemy sobie sprawę, jak trudne jest wprowadzanie ceł, ale będziemy proponować wszelkie rozwiązania, które mogą realnie posłużyć do ochrony Polskiej Chemii.
W Polsce opracowano co najmniej kilka technologii chemicznego przetwarzania CO2 na paliwa płynne. Dlaczego polski przemysł chemiczny się tym nie interesuje?
Obecnie wszelkie technologie przetwarzania CO2 znajdują się w kręgu zainteresowań przemysłu chemicznego, głównie ze względu na konieczność skutecznego przeprowadzenia dekarbonizacji branży. Branża zawsze monitorowała te technologie. Jeszcze kilka-, kilkanaście lat temu nie były one dostatecznie dopracowane w niektórych obszarach, lub po prostu nie było potrzeby mocnego wchodzenia w przetwarzanie dwutlenku węgla do paliw. Warto zaznaczyć, że rozwiązania te są również obarczone minusami, np. wysoką energochłonnością. Dziś nadal pracuje się nad skutecznymi technologiami wyłapywania CO2 właśnie w kierunku dekarbonizacji. Jeżeli okażą się one efektywne ekonomiczne, na pewno wiele przedsiębiorstw chemicznych pokusi się o pogłębioną analizę możliwości wejścia w te procesy. Ten kierunek staje się jeszcze bardziej interesujący w związku z celami klimatycznymi, które stawia przed branżą Komisja Europejska.
Dziękuję za rozmowę.