Miesięcznik Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT

Deregulacja po polsku

Trochę w cieniu gorących, politycznych sporów trwa kampania deregulacyjna. Jak niedawno informowano, w ramach inicjatywy SprawdzaMY strona społeczna zgłosiła 500 propozycji deregulacyjnych, powstało ok. 175 aktów prawnych, a prawie 20 ustaw zostało podpisanych przez prezydenta. Wśród propozycji znalazła się m.in. zmiana, która ułatwi nieco pracę działów HR. W ramach upraszczania i ułatwiania przepisów, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ma umożliwić pracodawcom – oczywiście za odpowiednią opłatą – sprawdzenie autentyczności dokumentów potwierdzających wykształcenie i kwalifikacje kandydatów do pracy. To cenna i oczekiwana zmiana. Okazuje się bowiem, że do tej pory były z tym problemy wynikające m.in. z braku podstaw prawnych (dotyczących udostępniania danych osobowych), które umożliwiałby pracodawcom weryfikację np. dyplomów wyższych uczelni. Oczywiście należy się cieszyć, że proces usuwania absurdów i niedogodności w przepisach trwa – pomimo tego, że politycy są, jaki widzimy, mocno zaangażowani w inne tematy. Ale to kolejny przypadek, który skłania do refleksji nad tempem zmian oraz związaną z tym tempem skutecznością deregulacji. Dlaczego? Kiedy globalny rozwój technologiczny stale przyśpiesza, to w Polsce – w procesach trwających wiele miesięcy i angażujących setki ekspertów oraz urzędów – wciąż z mozołem usuwamy proste bariery, które duchem przypominają minioną epokę. A kiedy polscy pracodawcy mają problemy z – wydawałoby się banalnym – potwierdzeniem dokumentów złożonych przez kandydata do pracy, dla wielu działających na globalnych rynkach firm realnym problemem staje się dziś nie tyle weryfikacja, czy kandydat rzeczywiście posiada dyplom tej czy innej uczelni, ile ustalenie kim w ogóle jest kandydat i czy jest człowiekiem, a nie np. botem. Niedawno w USA ujawniono prowadzony na szeroką skalę proceder zatrudniania się północnokoreańskich specjalistów IT (którzy podszywali się pod obywateli innych krajów) w amerykańskich firmach działających w strategicznych gałęziach gospodarki. Opisywane są też przypadki, że na rozmowy o pracę prowadzone online, zamiast „żywych” kandydatów zgłaszają się wygenerowane przez sztuczną inteligencję boty. Ciekawe, czy na takie wyzwania przygotowane są nasze regulacje. Szczerze mówiąc, nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby okazało się że w podobnych sytuacjach obowiązujące w Polsce przepisy zabraniałyby weryfikować istnienie kandydata, bo byłaby to zbyt poważna ingerencja w jego prywatność i nieuprawnione ujawnianie danych osobowych.

Pozostaje życzyć zespołom pracującym przy obecnej kampanii deregulacyjej, że tym razem przyniesie ona wreszcie odczuwalne i widoczne rezultaty. A pamiętając przysłowie o generałach, którzy zawsze szykują się poprzednich wojen mam też nadzieję, że nowych, upraszczanych z wysiłkiem przepisów nie trzeba będzie zaraz zmieniać, żeby dogonić zmieniające się realia.  

Andrzej Arendarski

prezydent KIG

Andrzej Arendarski, prezydent KIG