Miesięcznik Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT

30. edycja plebiscytu Złoty Inżynier
Baner poziomy

Ginące zawody (34): Losy polskich rękodzielników w Ameryce

Budowanie historii każdego narodu – w mniejszym lub większym stopniu – w pewnych momentach ulega silnej pokusie mitologizacji. Rzecz cała polega na tym, aby w toku często żmudnych badań historycznych precyzyjnie zweryfikować fakty.

Jan z Kolna – rzekomy polski poprzednik Krzysztofa Kolumba- na krótko przeszedł nie tylko do polskiej legendy, lecz ustalenia naukowców są już od dawien dawna nie po jego stronie. (Zob. B.Olszewicz, O Janie z Kolna, domniemanym polskim poprzedniku Kolumba, „Przegląd Geograficzny”, t. 13, 1933). A wyprawa z 1476 r. pod wodzą Pininga Pothorsta i Scolvusa, utożsamianego właśnie z Janem z Kolna, wcale nie dotarła do Ameryki, a do Grenlandii, co nawiasem było w tym czasie też wyczynem na miarę gigantów.

O naszym polskim szlachcicu Franciszku Wardanowiczu wspomnę wyłącznie dla porządku, gdyż miał uczestniczyć w wyprawie Krzysztofa Kolumba do Ameryki, oczywiście pod nazwiskiem Francesco Fernandeza.

Nie ma jednak na pewno miejsca na Ziemi, gdzie Polacy nie zaznaczyliby swojej obecności, ale Ameryka pełniła rolę szczególną! Dla wszystkich pokoleń Polaków była zawsze i bardzo daleka i jednocześnie wyjątkowo bliska zarazem. Tak się potoczyła nasza historia, że chociaż Polska nie była krajem biorącym bezpośredni udział w podbojach kolonialnych, pomimo wszystko „Polacy potrafili wytworzyć względnie prawidłowe wyobrażenie o Ameryce jako czwartej części świata, jej krainach, zasobach naturalnych i rdzennych mieszkańcach” (por. R. Wróblewski , Znajomość Ameryki w Polsce w okresie Odrodzenia, Warszawa 1977, s.126). W wieściach z dalekich krajów spodziewano się jednak głównie egzotyki. I niech nie dziwi, że w 1529 r. polski możnowładca, Krzysztof Szydłowiecki, chociaż sam do Ameryki nie wyruszył, starał się o pozyskanie na własność Indianina, w taki sam sposób jak inni – jak przypomniał prof. Janusz Tazbir – zabiegali o kupno …Murzyna. (J. Tazbir, Szlachta i konkwistadorzy. Opinia staropolska wobec podboju Ameryki przez Hiszpanię, Warszawa 1969).

Za „Wielką Wodę” wyprawiano się jednak przede wszystkim licząc na polepszenie swojego bytu, a literackim ucieleśnieniem tej nadziei stał się sienkiewiczowski Wawrzon Toporek z noweli „Za chlebem”.

Nie inaczej było w wypadku naszych rodaków, płynących statkiem „Mary and Margaret” pod dowództwem kpt. Christophera Newporta, którzy – jak się powszechnie przyjmuje – byli pierwszymi Polakami, jakim udało się przybyć do Ameryki, co stało się wczesną jesienią 1608 r., a miejscem gdzie dotarli była w Wirginia, w okolicach dzisiejszego Jamestown. Ich pierwszym zadaniem do wykonania miało być karczowania tamtejszych dziewiczych lasów.

Polakow wyprzedzili… Polacy?

Wśród polonijnych historyków w Ameryce lansowano hipotezę, iż jest wielce prawdopodobne, że wcześniej jednak już inna grupa Polaków mogła dotrzeć do niewielkich, mierzejowatych wysepek, leżących na pograniczu dzisiejszych stanów Wirginia i Karolina Północna, a więc stosunkowo niedaleko od Jamestown i na dodatek mieli tu być bez mała wcześniej blisko o …ćwierćwiecze! . (Joseph A. Wytrwal, Polskie dziedzictwo Ameryki. Historia społeczna Polaków w Ameryce, Detroit: Endurance, 1961). Finansowana przez sir Waltera Raleigha, angielska ekspedycja dotarła do Ameryki w lipcu 1584 r. Jej celem była eksploracja tamtejszych terenów leśnych i uruchomienie smolarni, celem pozyskiwania smoły drzewnej. Sir Walter Raleigh potrzebował specjalistów do produkcji smoły, a skoro za najlepszych w całej ówczesnej Europie fachowców w tej dziedzinie, uchodzili rzemieślnicy z terenów Rzeczypospolitej, miało to przemawiać za tym , że w tej wyprawie uczestniczyli też nasi pobratymcy. W kwietniu 1585 r. duża grupa statków prowadzona przez Richarda Grenville’a, na których miało się ponoć znajdować około 600 osadników dopłynęła do Roanoke. Część z nich miała potem szybko zrezygnować z pobytu na niegościnnych ziemiach i odpłynąć na okrętach korsarza Francisa Drake’a, pierwszego pirata w dziejach podniesionego do godności szlacheckiej.

 

W 1587 r. kolejna grupa angielskich osadników dotarła do wschodniego brzegu Ameryki Północnej. Początkowo miała osiedlić w rejonie Chesapeake. Kapitan nie chciał zacumować statku z uwagi na ryzyko utknięcia na mieliźnie. Dlatego i ta grupa dotarła w rezultacie do Roanoke. Tym razem udało się im założyć osadę nazwano City of Raleigh i nawet wybrano gubernatora, ale w trzy lata wszelki później wszelki słuch po niej zaginął.

Dzieje kolonii w Roanoke należą wciąż do jednej z bardziej tajemniczych w dziejach całej nowożytnej Ameryki. A co sugestii, że skoro Anglicy zamierzali uruchomić destylarnię smoły, a Polacy byli w tym bardzo biegli nie jest – niestety – żadną racjonalną przesłanką do twierdzenia, że na pewno byli oni wtedy w Roanake.Natomiast co do Jamestown żadnych nawet najmniejszych wątpliwości – na szczęście – już nie ma!

Fachowcy z Polski

W grupie angielskich kolonistów, którzy wyszli na amerykański ląd pamiętnego 1 października 1608 r. w Jamestown byli: Michał Łowicki polski szlachcic, pośrednik Londyńskiej Kompanii, rekrutujący chętnych do wyjazdu na kontynent amerykański rzemieślników z Polski; Zbigniew Stefański rzemieślnik z Włocławka – fachowiec w dziedzinie produkcji szkła; Jan Bogdan z Gdańska (?) Kołomyi (?) – szkutnik oraz specjalista w dziedzinie smolarstwa, Jur (Jan) Mata z Krakowa – znający się na produkcji mydła; Stanisław Sadowski z Radomia, budowniczy domów, z zawodu stolarz i Karola Źrenica.

Polskim rękodzielnikom przysługiwało wynagrodzenie w naturze i zapłata w wysokości 36 szylingów miesięcznie, której najprawdopodobniej nie otrzymywali, gdyż najpierw musieli spłacić … koszty morskiej podróży z Anglii do Ameryki.

Marek Bielski