Miesięcznik Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT

Zagłosuj w 31. edycji plebiscytu Złoty Inżynier !!!

Baner poziomy

Ginące zawody (36): Od paciorków do… kevlaru

W naszym społeczeństwie – jak wynika z badań ankietowych opublikowanych w 2022 r. w raporcie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych „Polacy o Stanach Zjednoczonych i stosunkach polsko-amerykańskich” – panuje powszechne przekonanie, że Polonia w Ameryce ma ograniczony wpływ na amerykańską politykę wewnętrzną i zagraniczną. Ponad połowa respondentów określiła ten wpływ jako ograniczony, a co piąty stwierdził, że Polonia takiego wpływu nie ma, zaś tylko co dziesiąty ankietowany był innego zdania.

Do Polski nie zawsze docierają informacje, że Polonia w Stanach Zjednoczonych od wielu przecież dziesięcioleci zabiega m. in. o uznanie jej aktywnej roli w rozwoju przemysłu tegoż państwa. I tę lukę pragniemy uzupełnić także przy omawianiu tak niszowego tematu, jakim wydaje się być działalność zawodowa polskich pracowników-imigrantów, już u samego zarania dziejów nowożytnej gospodarki tego kraju.

USA – największy kraj imigracyjny w świecie i obecnie najlepiej prosperujące gospodarczo państwo świata mogło się rozwijać właśnie dzięki przybyszom z innych miejsc globu, w tym i Polaków, którzy znaleźli w gronie tych, którzy jako jedni z pierwszych poświadczyli własną inwencją swój konkretny wkład w rozwój Stanów Zjednoczonych.

Pracowici i kreatywni…

Mają za swoje zasługi swoje osobne miejsce w historii USA wybitni Polacy – Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski i mają je również dziesiątki, setki i tysiące tych naszych rodaków, którzy począwszy od początków XVII stulecia swoim rozlicznymi osiągnięciami zawodowymi zasłużyli sobie na trwałą pamięć u następnych pokoleń mieszkańców USA.

I to – paradoksalnie – w dziedzinach, o których w pierwszej chwili nawet przez małą chwilę byśmy nie pomyśleli. Tak jak w wypadku epokowego wydarzenia w historii ludzkości, czyli lądowania ludzi na księżycu. Inżynierowie: wilnianin Stanley Stanwyck-Stankiewicz był odpowiedzialny za skład powietrza w statku Apollo, urodzony w Opolu Werner Ryszard Kirchner opracował specjalny rodzaj paliwa do silnika lądownika, a pochodzący ze Strzyżowa absolwent Politechniki Lwowskiej, Mieczysław Bekker, zaprojektował Lunar Roving Vehicle i trzy egzemplarze tegoż pojazdu świetnie sobie radziły podczas trzech wyprawa Apolla.

Udział polskich naukowców – imigrantów z Polski w Projekcie Manhattan, czyli Stanisława Ulama i Józefa Rotblata, wydaje się że jest znany – przynajmniej opinii publicznej w Polsce – . Ale i w tym względzie udało się uzupełnić lukę informacyjną i niedawno Andrzej Kawalec i Łukasz Sawicki uzupełnili na łamach Postępów Techniki Jądrowej (nr 2/2021) tę polską listę biorących udział w realizacji tego programu o nazwiska kilku następnych polskich naukowców. Są to przedstawiciele amerykańskiej Polonii, fizycy eksperymentalni: Emil J. Konopiński i Gerard Pawlicki oraz inżynier metalurg Marion (Marian) Edward Pawlicki.

A współczesnym najbardziej chyba spektakularnym przykładem ponadprzeciętnych zasług na polu zawodowej kreatywności będą niewątpliwie dokonania wynalazczyni Stefanii Kwolek (1923–2014), wybitnej chemiczka, mającej w swoim dorobku naukowym ponad 20 patentów. Za wynalezienie kevlaru, a także syntetyków, takich jak lycra, czy spandex, otrzymała wiele nagród: m.in. National Medal of Technology (1996), czy Lemelson-MIT Lifetime Achievement Award(1999 r.). Jej rodzice do Ameryki wyjechali z podkarpackiej wsi Kombornia.

Nie tylko z Komborni

Faktycznie, że Polacy emigrujący do Ameryki byli w większości ludźmi zajmującymi się w swym ojczystym kraju rolnictwem, ale należy pamiętać , że coraz częściej Polacy osiedlali się w dużych miastach Ameryki – i to najczęściej w centralnych dzielnicach – i tam z powodzeniem pracowali w wielu zawodach. Popularnymi fachami było stolarstwo, krawiectwo, czy piekarnictwo. Emigranci znajdowali zatrudnienie w młynach, rzeźniach, kopalniach i hutach we wschodniej i środkowo-zachodniej części Ameryki. Miały też miejsce przykłady zbiorowej, organizowanej emigracji. Na przykład w 1854 r. ks. Leopold Moczygemba sprowadził do osady Panna Maria w Teksasie ok. 800 Polaków ze Śląska.

Dziś szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych zamieszkuje dziesięciomilionowa Polonia, w tym około sześćset tysięcy osób, używa języka ojczystego swoich przodków na co dzień. Są to ludzie reprezentujący chyba niemal wszystkie profesje.

Przed czterema wiekami rzemieślnicy z Polski zajmowali się tu głównie ciesielstwem, wznoszeniem domów i pomieszczeń gospodarczych, budową mielerzy w związku z produkowaniem węgla drzewnego, wykonywaniem pieców do destylacji smoły, a oprócz smoły, mazi i dziegciu, wytwarzali też mydło oraz produkowali szkło, do czego niezbędne były piece hutnicze. I najwcześniejsza i jednocześnie najbardziej spektakularna polska historia związana z przemysłem na amerykańskim kontynencie związana jest z tym bardzo specyficznym produktem , jakim jest szkło. Właśnie ono przysporzyło naszym rodakom rozgłosu i szczególnego uznania. Dlaczego? Złożyło się na to kilka przyczyn rozmaitej proweniencji.

Od magii do przemysłu

Indianie znali oczywiście szkło. Tylko, iż owa znajomość dotyczyła wyłącznie szkła naturalnego. Niezbędne warunki do jego powstawania są dość wyjątkowe, np. mogą one nastąpić przy zetknięciu meteorytów z Ziemią, a takie szkło nazywamy wtedy tektytem. Szkło naturalne powstaje też czasami podczas erupcji wulkanicznych (obsydiany), czy uderzeń piorunów w ziemię (fulguryty). Te ostatnie zwane były przez Słowian bardzo obrazowo -– z racji na charakterystyczny ich kształt – „piorunowymi strzałkami”. Takie naturalne szkło to właściwie nic innego, jak mniej lub bardziej „zabrudzony” kwarc, ale owe niecodzienne warunki jego powstawania i jednocześnie stosunkowa rzadkość występowania przyczyniła się do nadania mu magicznego znaczenia.

Rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej nie znali zatem technologii wytapiania szkła i go jako własnoręcznie wytworzonego produktu zatem nie mieli. A szklane kolorowe paciorki stały przedmiotem handlu wymiennego z angielskimi i hiszpańskimi kolonistami, na którym dużo lepiej wychodzili przybysze zza oceanu, a nie tubylcy.

Krzysztof Kolumb pod datą 12 października 1492 r. odnotował skrupulatnie nawet w dzienniku, że podarował mieszkańcom San Salvador szklane paciorki. Worki ze szklanymi paciorkami dla ludów Ameryki wiózł dwadzieścia siedem lat później także Ferdynand Cortez. Paciorki stanowiły walutę wymienną pomiędzy Europejczykami, a ludami obu Ameryk oraz Afryki. Szacuje się, że właśnie w znacznym stopniu owo upodobanie do różnokolorowych paciorków przyczyniło się do wywiezienia milionów ludzi z Afryki do niewolniczej pracy w Ameryce. Indianie w zamian za korale oddawali przybyszom cenne skóry m.in. z lisów, gronostajów, wydr, czy bobrów. Za jedną dobrze wyprawioną skórę bobra Indianin otrzymywał zazwyczaj około dziesięciu koralików.

Ameryka Północna nie obdarzyła angielskich kolonistów tak pożądanym przez nich złotem. A skoro ono okazało się tylko mrzonką żadnych przygód awanturników, zaczęto bardziej realnie myśleć o korzyściach z kosztownych wszak morskich wypraw. Anglia potrzebowała nie tylko surowców ze swoich kolonii, ale z biegiem czasu liczyła na powstające tu wyroby. Na nowym kontynencie nie tylko Anglicy, ale Hiszpanie i Francuzi chcieli oczywiście nie tylko wytwarzać produkty na własne potrzeby, ale też na nich zarabiać, a nawet eksportować je do …Europy. Ambicje można mieć wygórowane, ale z ich realizacją może być różnie kiedy brak jest fachowców w konkretnej branży. I w tym momencie pojawiają się Polacy ze swoją znajomością budowy pieców do produkcji wyrobów szklanych i umiejętnością wytwarzania szkła użytkowego.

Marek Bielski