Prof. dr hab inż. Antoni Rogalski, kierownik Zakładu Fizyki Ciała Stałego w Instytucie Fizyki Technicznej WAT. Dziekan Wydziału IV Nauk Technicznych PAN:
Jeżeli obecnie innowacyjność techniczna coraz wyraźniej dzieli się na tę, która wynika z badań naukowych (ze względu na poziom zaawansowania high-tech) oraz innowacyjność „przemysłową” obejmującą raczej udoskonalenia technologiczne na podstawie praktyki wytwórczej, to ja koncentruję się na innowacyjności wynikającej z badań naukowych. Dla naszego kraju to jest najważniejsze wyzwanie ‑ jego spełnienie umożliwi dołączenie Polski do grupy krajów o gospodarce z dużym udziałem high tech.
Zauważmy, że te kraje które to osiągnęły, jednocześnie mają najwyższy poziom życia społeczeństwa. Nasze zapóźnienie jest trudne do odrobienia ze względu na obciążenia geopolityczne i historyczne. Mamy również obciążenia mentalne wpływające na tzw. kapitał społeczny.
Nie jestem przekonany, że należy wprowadzić dodatkowy zakres przedmiotów uczelni politechnicznych obejmujący wspomnianą innowacyjność „przemysłową”. Trudności wynikają z prostej przyczyny – ta innowacyjność jest bardzo zróżnicowana i zależy od charakteru przedsiębiorczości. Bardziej efektywną ścieżkę w jej pozyskaniu widzę przez własne kształcenie ustawiczne wymuszone specyfiką przedsiębiorczości.
Na studiach technicznych nie ma czasu na przygotowanie inżyniera do praktyki przedsiębiorczości (to kierowane jest do zadań kształcenia podyplomowego). Sądzę jednak, że problem z przygotowaniem do tej praktyki jest dużo głębszy i moim zdaniem wymaga wyraźnej korekty systemu kształcenia politechnicznego. Jak dotychczas, w Polsce mamy kłopoty z udrożnieniem ścieżki „od nauki do innowacji”. Wszystkie próby reformy szkolnictwa podjęte po 1989 roku miały, między innymi na celu stworzenie warunków do poprawy innowacyjności gospodarki, a kluczem to tego celu jest lepsze sprzężenie osiągnięć naukowych z gospodarką. Ewolucja kształcenia politechnicznego nastąpiła w kierunku jego umasowienia, co spowodowało obniżenie jakości kształcenia. Skorygowanie tego systemu jest trudne, bo niestety, również znaczna cześć kadry akademickiej się do tego przyzwyczaiła w ciągu ostatnich ponad dwóch dekad – tolerowania bylejakości. W tym miejscu przypomnę fatalne skutki wieloetatowości i tworzenia dużej liczby nowych uczelni. Wprowadzenie wieloetatowości trudno było zrozumieć – bo jak wytłumaczyć, że ktoś dostaje wielokrotną pensję w danym miesiącu z tego samego źródła, jakim jest budżet państwa.
Sugestia korekty sytemu kształcenia nie ma nic wspólnego z ograniczeniem dostępności do studiów wyższych. Uważam jednak, że trzeba zróżnicować jakość kształcenia z wprowadzeniem wyraźnej selekcji przydatności kandydatów na studia o zróżnicowanym profilu. Musimy przyjąć, że nauka, ze swej istoty, nie jest demokratyczna. Największy udział w zdobywaniu nowej wiedzy i kreowaniu innowacyjności wnoszą wybitne osobowości i to o nie trzeba szczególnie dbać ‑ aby nie „zasilały” swym potencjałem instytucji poza Polską.
Moim zdaniem, przygotowanie do praktyki przemysłowej sprowadza się do zdobycia solidnej wiedzy wyniesionej ze studiów na uniwersytecie technicznym. Wiedza ta powinna sprowadzać się do pozyskania umiejętności kojarzenia związków przyczynowo-skutkowych różnych zjawisk. Studia niczego ”nie załatwiają” na całe życie; na okres aktywności zawodowej człowieka. Ja nie mam specjalnego zaufania do studiów podyplomowych (często są prowadzone na żenującym poziomie, a większość w tych studiach uczestniczących wie, że jest im to potrzebne jedynie do formalnego awansu). a jestem przekonany, że własne kształcenie/studiowanie ustawiczne rozstrzyga o potencjale w przemysłowej praktyce wytwórczej.
Do II Wojny Światowej panował pogląd, że inżynier jest zawodem elitarnym. W tym zakresie wiele się zmieniło. Przede wszystkim radykalnie zwiększył się udział wiedzy informatycznej i korzystania z możliwości produktów rynkowych IT. Uważam jednak, że nie zwalnia to inżynieria praktyki przedsiębiorczości z nabycia solidnej wiedzy i pozyskania umiejętności kojarzenia związków przyczynowo-skutkowych różnych zjawisk. Jeżeli tych umiejętności inżynier nie prezentuje to jego przydatność jest ograniczona do zadań technicznych (które z powodzeniem może spełnić absolwent średniej szkoły zawodowej), sprowadzających się do wykonywania usługi lub operowania urządzeniem. Uważam, że likwidacja w latach 90. ubiegłego wieku wielu średnich szkół zawodowych była błędem.
Współcześnie nie można liczyć na indywidualny sukces w innowacjach. Dobra współpraca w zespole i nie tylko w zespole, ale również pomiędzy zespołami interdyscyplinarnymi, jest zasadniczym elementem wpływającym na końcowy sukces. Nie jestem socjologiem, aby wypowiadać się kompetentnie o niedostatku kapitału społecznego, ale moja ogólna wiedza podpowiada mi, że z tym kapitałem mamy problem. W Polsce pokutują przekonania, że sukces przychodzi sam, komuś coś wyszło, i że jakoś to będzie. Niestety, mówią to nauczyciele akademiccy, ale także politycy.
Sądzę, że wpływ inżynierów na życie społeczne jest przeceniany. Na organizację życia społeczno-gospodarczego ma wpływ społeczeństwo przez demokratyczne wybory – a w konsekwencji głównie partie polityczne, którym wyborcy zaufali.
Sądzę, że paradygmat zawodu inżyniera, a w szczególności miejsce inżyniera w przedsiębiorczości niewiele się zmienił. Natomiast obniżyła się jakość jego wykształcenia i odbiór społeczny w szczególności wśród młodszego pokolenia.