Wynalazcy czasem lekceważą dość oczywistą prawdę, że warunkiem powodzenia ich pracy jest dysponowanie odpowiednim materiałem. Jeżeli np. grafen pojawi się powszechnie w handlu, z pewnością ruszy nowa fala innowacji. Przy pierwszych wynalazkach ludzkość korzystała z gotowego tworzywa naturalnego.
Nawet niektóre metale występują w przyrodzie nie w postaci rudy, lecz w stanie gotowym lub niemal gotowym do obróbki, np. samorodki złota lub żelazo meteorytowe. Można było z nich wykuwać rozmaite przedmioty, a nawet skuwać elementy na gorąco, ale natychmiast się okazało, że nie da się tego zastosować np. przy łączeniu metalu ze skórą lub drewnem. Tak pojawił się wynalazek nitu, z całą pewnością znany już w głębokiej starożytności, a w Chinach starożytnych sporządzono nawet pierwsze nitownice. Od razu zauważono to, co później znalazło potwierdzenie badawcze: złącze nitowe daje tzw. wysokie napięcie wstępne, jest podatne w wykonaniu i ma niską temperaturę procesu technologicznego. Nie występują tu naprężenia własne (jak np. w połączeniu śrubowym), co umożliwia łączenie różnych materiałów. Oficjalnie nitownicę jako hydrauliczną maszynę większej skali skonstruował wybitny szkocki budowniczy konstrukcji stalowych William Fairbairn dopiero w 1865 r. Nitowanie najgrubszych blach stało sie możliwe: w kadłub Titanica wbito 3 mln nitów, a wcześniej nity umożliwiły wznoszenie efektownych i trwałych budowli jak wieża Eiffla.
W XX w. nitowanie konstrukcji stalowych zdecydowanie ustąpiło spawaniu, ale rozwój nitownictwa nie zwolnił, tyle, że ograniczył się do mniejszej skali. Trudno tu wyliczyć wszystkie nowe warianty nitów: w zależności od łączonych materiałów i funkcji, są więc nity różniące się zakończeniem, szczelnością, kształtem, odpornością na ciśnienie, są odpowiednie dla grubych i dla cienkich elementów, są nawet nity nylonowe i zatrzaskowe oraz nitonakrętki, ale jeden wynalazek zasługuje na uwagę szczególnie: są to metalowe nity zrywalne do współpracy z niezwykle pomysłową nitownicą ręczną (są też elektryczne i pneumatyczne). Pręt rozszerzony na końcu osadzony jest w tulei o długości równej przelotowi otworu. Po włożeniu tulei z prętem do otworu nitownica nie wtłacza, lecz wyciąga pręt z dużą siłą. Końcówka pręta, napierając na końcówkę tulei po drugiej stronie otworu ulega rozpęcznieniu i tworzy końcówkę nitu z niewidocznej strony. Jednocześnie nitownica kotwi nit po swojej stronie. Zasadę tej operacji można porównać do zasady harpuna lub haczyka na ryby który łatwo wbić, lecz wyciąga się już z całą rybą. Nitownica działa tu równie sprawnie i szybko jak zszywacz do papieru. Jeszcze łatwiej dają sobie radę monterzy cienkich profili blaszanych pod płyty gipsowo-kartonowe np. do suchej zabudowy: stosują nitowanie bez…nitów. Zaciskarka przebija blachę w ten sposób, że wypchnięte krawędzie otworu zaciskają złącze z drugiej strony.
Można bez wielkiej przesady ocenić, że dziś nitowanie to głównie domena kaletników i specjalności pokrewnych, gdzie ważna jest estetyka i efekt wizualny połączeń przy zastosowaniu zarówno nitów klasycznych, zrywalnych jak i nitonakrętek dwustronnych oraz ćwieków. Funkcja łączenia ustąpiła funkcji błyszczenia, także na ciele, bo tzw. piercing młodzieży zbuntowanej czerpie z bogatych doświadczeń nitownictwa.
Zygmunt Jazukiewicz