Starsi czytelnicy zapewne pamiętają cieszący się złą sławą w czasach PRL Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk mieszczący się w Warszawie przy ulicy Mysiej 5. Instytucja powołana w celu kontroli informacji pojawiających się w przestrzeni publicznej i zakazujący rozpowszechniania informacji i treści niepożądanych przez rządzących zakończyła swój żywot w 1990 r.
Od tamtej pory minęło już ponad 30 lat. I oto w mediach społecznościowych pojawia się wpis dr. Macieja Kaweckiego, znanego popularyzatora nauki i nowych technologii, o następującej treści: Czasy jednej prawdy. To jest rzecz absolutnie masakryczna. Nagrałem na YouTube film z największym polskim autorytetem z obszaru zmian klimatu. Szefem komitetu ds. kryzysu klimatycznego PAN, prof. Szymonem Malinowskim. Naukowcem. Zatytułowałem go „Zmian klimatu nie wywołuje TYLKO człowiek”. Zdanie prawdziwe. Oparte na nauce. Chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. To też cytat gościa. Rozumiem jednak, że jest wbrew ogólnej narracji. Otóż. YouTube najpierw nam film zablokował. Potem pozbawił go monetyzacji ograniczając zasięg, a potem po batalii zaopatrzył go klauzulą z definicją zmian klimatu. Tak robiąc ze mnie i rozmówcy dezinformatorów.
Co wydarzyło się przez te 30 lat? Nastąpił burzliwy rozwój Internetu i mediów internetowych, w tym mediów społecznościowych. Amerykański serwis internetowy YouTube jest po Facebooku drugim najpopularniejszym serwisem społecznościowym na świecie. Od 2006 r. jest własnością korporacji Google LLC, będącej częścią holdingu Alphabet Inc. należącego do tzw. Wielkiej Piątki (GAFAM). Poza Alphabet (Google), należą do niej dominujące w przestrzeni internetowej firmy, pochodzące z USA: Amazon, Meta Platforms (Facebook, Instagram), Apple, Microsoft. Bez przesady można powiedzieć, że te firmy są monopolistami w cyberprzestrzeni i kontrolują przestrzeń komunikacji. Dominują w sferze oprogramowania, sprzętu, łączności internetowej, systemów operacyjnych itd. Amerykańscy giganci kontrolujący Internet dysponują wielką siłą, także polityczną. Opierają się na uzależnieniu społeczeństw od platform, którymi zarządzają. Dlaczego więc nie mieliby narzucać własnych reguł, obowiązujących wszystkich użytkowników ich usług? Cenzurowanie treści to tylko jeden z przejawów władzy korporacji internetowych. Międzynarodowe koncerny podejmują arbitralne decyzje skutkujące blokowaniem lub usuwaniem określonych treści, kont użytkowników lub całych portali informacyjnych.
Jedynym sposobem ograniczenia wszechwładzy firm kontrolujących Internet wydają się być rozwiązania legislacyjne, takie jak Akt o rynkach cyfrowych (DMA) i Akt o usługach cyfrowych (DSA), które są stosowane na terenie UE od 2 maja 2023 r i nakładają na wielkie platformy konkretne obowiązki związane z moderacją treści. Jednak, jak widać i to nie rozwiązuje problemu do końca.
Czasem jednym wyjściem w walce z cenzurą w sieci jest wejście na drogę sądową. Przykładem może być przypadek z 2020 r. kiedy to YouTube został zmuszony, przez niemiecki sąd w Dreźnie, do zapłaty grzywny w wysokości 100 000 euro za cenzurowanie filmu z protestu przeciwko ograniczeniom związanym z pandemią Covid-19 i zignorowanie postanowienia sądu nakazującego przywrócenie usuniętego filmu.
Ostatnio, także w Polsce zapadł precedensowy wyrok w trwającej 5 lat sprawie dotyczącej zablokowania przez firmę Meta kont na Facebooku i Instagramie organizacji pozarządowej Społeczna Inicjatywa Narkopolityki (SIN). Sąd przyznał rację SIN wspieranej przez Fundację Panoptykon i nakazał przywrócenie zablokowanych treści, a także publicznie przeprosiny organizacji SIN. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny, ale daje nadzieję innym poszkodowanym przez wielkie platformy na wygraną.
Przy współczesnych globalnych „cenzorach” wyposażonych w cyfrowe narzędzia, posiadających władzę i pieniądze dawni urzędnicy z Mysiej mogą wywoływać tylko uśmiech politowania.
Martyna Jachimowicz