Nie milkną echa publikacji raportu Mario Draghiego – przygotowanego na zlecenie Komisji Europejskiej dokumentu opisującego stojące przed UE wyzwania oraz proponującego kierunki rozwoju i mechanizmy go wspierające. Prezentacja raportu, z sensacyjną wizją „powolnej agonii UE”, oraz sam raport spotkały się z dużym oddźwiękiem i stały się przedmiotem ożywionych debat. Wielu komentatorów – wątpiąc w determinację Brukseli przy realizacji zawartych w raporcie postulatów – przypominało przy tej okazji o innych dokumentach, które miały być przełomowe, a o których dawno zapomniano. Przykładem jest tu np. tzw. raport Montiego z 2010 r. Nowa strategia na rzecz jednolitego rynku snującego wizje rynku UE (m.in. cyfrowego) bez barier. Choć raport Draghiego nie jest dokumentem strategicznym UE, nie zabrakło również porównań do rozmaitych strategii UE, w tym lizbońskiej, czy „Europa 2020”, których realizacja okazywała się często daleka od pierwotnych założeń.
Inną, podnoszoną szczególnie w naszej części Europy, kwestią jest nieuwzględnienie w raporcie głosu krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ulega wątpliwości, że zawarte w raporcie propozycje m.in. skupienia się budżetu UE na podnoszeniu produktywności i innowacyjności kosztem polityki spójności, wdrożenia Unii Rynków Kapitałowych, czy też finansowania nowych inwestycji ze wspólnego długu, będą miały ogromne znaczenie dla funkcjonowania UE w sferze finansów, czy działalności dużych gałęzi europejskiej gospodarki. Niektóre z tych zmian wcale nie muszą być korzystne dla nowych członków Unii w krótkiej perspektywie. Przykład? Już od pewnego czasu słyszę np. coraz głośniej wyrażane obawy przedstawicieli polskich firm sektora telekomunikacyjnego związane z planami wzmacniania największych europejskich graczy na tym rynku. Zaskakujące jest więc, że autorzy raportu – jak donoszą media i eksperci – nie konsultowali się w trakcie jego przygotowania, ani z ośrodkami analitycznymi, ani podmiotami biznesowymi pochodzącymi z naszej części Europy. Zachód Europy wie więcej i „czuje” lepiej perspektywę globalną? Możliwe, ale to Europa Środkowo-Wschodnia jest regionem, który może pochwalić się stabilnym wzrostem w odróżnieniu od pogrążonej w stagnacji „starej” Unii. I może miałaby coś ciekawego do powiedzenia w sprawie budowaniu konkurencyjności. To nie jest tylko kwestia urażonych ambicji – przy takim nastawieniu znacznie trudniej będzie przekonać sceptyków twierdzących, że zwarte w raporcie rozwiązania służyć mają przede wszystkim największym europejskim podmiotom i krajom „starej” Unii. Oczywiście kosztem mniejszych.
Mimo wszystko należy cieszyć się, że Bruksela coraz poważniej podchodzi do konieczności przeprowadzenia pilnych reform zmierzających do poprawy innowacyjności i konkurencyjności Europy na globalnym rynku. Świadczy o tym nie tylko raport Draghiego, ale np. wypowiedzi prezydenta Francji, który stwierdził ostatnio, że w ciągu najbliższych dwóch do trzech lat, jeśli będziemy postępować zgodnie z naszą klasyczną agendą, wypadniemy z rynku. Co do metod i środków – należy nad nimi dyskutować i skutecznie wdrażać, a nie poprzestawać – jak to bywało – na debatach. Oczywiście we współpracy ze wszystkimi krajami członkowskimi, a nie w gronie „wybrańców”.
Andrzej Arendarski, prezydent KIG