Sezon letni przyniósł kilka pozytywnych wieści dla polskiej gospodarki. Jak się okazuje, w drugim kwartale tempo wzrostu gospodarczego Polski było najwyższe wśród krajów UE. Niestety, obok pozytywnych, wakacje przyniosły również mniej przyjemne informacje – którymi już nikt specjalnie nie chciał się chwalić. W lipcu Komisja Europejska ogłosiła wyniki kolejnej edycji Europejskiego Rankingu Innowacyjności (European Innovation Scoreboard). Z rankingu wynika, że Polska wciąż utrzymuje się w gronie państw UE o najniższym poziomie innowacyjności – zajęliśmy piątą pozycję od końca (za nami zalazły się tylko: Słowacja, Łotwa, Bułgaria, Rumunia). Co prawda, w niektórych obszarach odnotowujemy poprawę i osiągamy dobre wyniki (jesteśmy o jedną pozycję wyżej niż przed rokiem) – to generalnie poziomem innowacyjności odstajemy nie tylko od liderów, ale też od unijnej średniej. Nasze atuty to m.in. duży odsetek osób z wyższym wykształceniem czy liczba przedsiębiorstw oferujących szkolenia w zakresie technologii teleinformatycznych. Wśród słabości wymieniane są m.in.: niski poziom rozwoju technologii środowiskowych, niższy niż średnia w UE poziom nakładów na B+R w przeliczeniu na mieszkańca, mała liczba patentów międzynarodowych, czy wreszcie niezadowalający poziom współpracy pomiędzy przedsiębiorstwami innowacyjnymi.
Dlaczego nie możemy od wielu lat wyjść z kręgu „wschodzących”– jak eufemistycznie określa się w rankingu się kraje z końca stawki? Na temat barier w rozwoju innowacyjności naszej gospodarki powiedziano na przestrzeni ostatnich lat chyba wszystko i trudno tutaj o jakieś odkrywcze wnioski i przemyślenia. Przypomnę tylko, że w katalogu barier od lat wymienia się m.in. niestabilne i przeregulowane prawo, zbyt niskie środki na badania i rozwój albo nieefektywne ich wydawanie, ograniczona aktywność patentowa oraz – co zawsze staram się podkreślać – niski poziom kapitału społecznego skutkujący m.in. brakiem chęci współpracy i nieufnością. Wspominam o jednak o wynikach rankingu ponieważ coraz poważniejsze są obawy, że jeśli to tej pory nie doczekaliśmy się przełomu w dziedzinie innowacyjności, to niestety w najbliższych latach będzie o to coraz trudniej. Przypomniał o tym ogłoszony niedawno, przygotowany na zlecenie KE raport Mario Draghiego (były szef EBC) „Przyszłość europejskiej konkurencyjności – strategia konkurencyjności dla Europy”. Wnioski z raportu są pesymistyczne – Europa została w tyle technologicznie za USA i Chinami, a model rozwoju oparty na swobodnym, globalnym handlu i (w miarę) stabilnej sytuacji geopolitycznej odszedł do lamusa. Zdaniem autorów raportu, Europie grozi powolna agonia jeśli nie wdroży ambitnego planu inwestycyjnego oraz nie ograniczy regulacji – co pozwoli przywrócić konkurencyjną pozycję UE m.in. w obszarze nowoczesnych technologii (jak np. sztuczna inteligencja).
Niestety to, że nie tylko Polska ale „cała Europa” ma problem z konkurencyjnością i innowacyjnością nie jest dla nas żadnym pocieszeniem. Tym bardziej, że wciąż próbujemy dogonić europejskich „średniaków”. A patrząc na to, jakie tematy najbardziej absorbują polityków i dominują w debacie publicznej – najwyraźniej są ważniejsze sprawy niż jakaś tam „innowacyjność”.
Andrzej Arendarski