Miesięcznik Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT

30. edycja plebiscytu Złoty Inżynier
Baner poziomy

Transczłowiek – geniusz czy burzyciel?

Coraz popularniejszy staje się termin „transhumanizm”. W tym miejscu powinien się więc znaleźć wywiad z reprezentantem Stowarzyszenia Inżynierii Transhumanistycznej, a więc – „transinżynierem”. Na szczęście takiego stowarzyszenia nie ma. Niestety – to tylko kwestia czasu, kiedy powstanie. Czym jest ten osławiony transhumanizm? To – według najprostszej definicji – ruch intelektualny, kulturowy oraz polityczny postulujący możliwość i potrzebę wykorzystania nauki i techniki, w szczególności neurotechnologii, biotechnologii i nanotechnologii, do przezwyciężenia ludzkich ograniczeń i poprawy kondycji ludzkiej.Zyskał już swoje logo >H albo +H oraz godło.

Jak broń atomowa

Najwięcej do powiedzenia na temat tego zjawiska ma na razie filozofia i socjologia. Ale w istocie problemy etyczne, jakie się za nim kryją, dotyczą przede wszystkim inżynierów. Mamy tu podobieństwo do broni jądrowej; jej podstawy opracowali uczeni biegli w matematyce i naukach przyrodniczych – fizyce, chemii. Ale nauka ze względu na swój główny cel – dążenie do prawdy –- nie może być odpowiedzialna za skutki praktycznego wykorzystania odkryć. Odpowiedzialność spoczęła na decydentach politycznych i wynajętych inżynierach, którzy skonstruowali pierwsze bomby jądrowe o z góry przewidzianym zastosowaniu. Podobne będą koleje losu transhumanizmu.

Awangarda transinżynierska

Warto od razu zauważyć, że inżynieria rozumiana najbardziej ogólnie nie jest już sprzeczna z przytoczoną definicją transhumanizmu. Inżynier projektuje, konstruuje, modyfikuje i utrzymuje efektywne kosztowo (i dodajmy – odpowiedzialne ekologicznie) rozwiązania praktycznych problemów, z wykorzystaniem wiedzy naukowej oraz technicznej. Inżynieria zajmuje się też rozwojem techniki i technologii. To używanie właściwości materii, energii oraz obiektów abstrakcyjnych dla tworzenia konstrukcji, maszyn i produktów, przeznaczonych do wykonywania określonych funkcji lub rozwiązania określonego problemu. Od czasu kiedy ukształtowało się takie pojęcie inżynierii, w technice wiele się zmieniło. Pojawiły się właśnie neurotechnologia, biotechnologia i nanotechnologia jako immanentne dyscypliny techniczne. Pojawiła się nawet inżynieria genetyczna. Nikogo to specjalnie nie zaniepokoiło, przeciwnie – uważa się, że te specjalności otwierają przed techniką i inżynierami, i w ogóle przed ludzkością nowe możliwości. Tymczasem – zmieniają gruntownie profil profesji inżynierskiej; wprowadzają inwencję techniczną i konstruktorską w organizm żywego człowieka.

Tego rodzaju myślenie nie jest nowością XXI w. Kiełkowało od czasu rewolucji przemysłowej i Oświecenia, kiedy ludzie po raz pierwszy uwierzyli, że kreatywne zdolności człowieka nie mają granic – trzeba tylko wynaleźć narzędzia do ich uwolnienia w pełni. Z takiego przekonania wyrósł pierwszy pomysł „transhumanistyczny” – historia Frankensteina i jego tworu. Tę słynną powieść Mary Shelley wydała już w 1818 r. Powieściowy Frankenstein był uczonym w medycynie, alchemii i anatomii, lecz metodami ściśle technicznymi „zmontował” sztucznego człowieka z „elementów” i ożywił go. Niestety „produkt” Frankensteina okazał się osobnikiem zbrodniczym. 

Od mistycyzmu do technicyzmu

Prekursorów ideologii transhumanizmu należy szukać w XIX- wiecznej Rosji, gdzie myśliciele religijni, propagujący „chrześcijaństwo aktywne” uznali jako cel ludzkości doskonalenie fizyczne i duchowe człowieka w kierunku osiągnięcia nieśmiertelności.

Sam termin wprowadził w 1957 r. biolog angielski Julian Huxley (brat znanego pisarza Aldousa Huxleya), już bez odniesień religijnych. Idea zyskała popularność m.in. dlatego, że J. Huxley stał się znaczącą figurą: był pierwszym dyrektorem UNESCO i jednym z założycieli WWF.

Obecnie guru transhumanizmu jest teoretyk organizacji i badacz nowych technologii, Brytyjczyk Max More. Według niego „Transhumanizm różni się od humanizmu przez przyzwolenie (a nawet oczekiwanie) na radykalne zmiany w naszej naturze i dostępnych nam możliwościach oferowanych przez różne nauki i technologiejak neuronauki i neurofarmakologia, przedłużanie życia, nanotechnologia, sztuczna inteligencja czy zamieszkanie przestrzeni kosmicznej – i zmian tych oczekuje, łącząc te oczekiwania z racjonalną filozofią i systemem wartości” . To już oznacza wyraźne nachylenie tej idei w kierunku technologii. Nie chodzi o doskonalenie etyczne, praktyki ascetyczne czy medytacyjne, lecz o twardą ingerencję w organizm i genom człowieka. „Racjonalna filozofia i system wartości” prowadzi do etyki sytuacyjnej, to znaczy do przekonania, że moralne jest to, co akurat daje oczekiwane efekty praktyczne. Transhumanizm inspiruje więc największe korporacje technologiczne świata.

Od filozofii do Terminatora

Na Uniwersytecie w Oksfordzie od wielu lat działa The Future of Humanity Institute (Instytut Przyszłości Ludzkości), w Cambridge – The Center for the Study of Existential Risk (Ośrodek Badania Ryzyka Egzystencjalnego), w Dolinie Krzemowej – Singularity University (Uniwersytet Osobliwości), ufundowany m.in. przez Google, Nokia czy Cisco.

Główny współcześnie ideolog transhumanizmu, Ray Kurzweil jest obecnie dyrektorem technicznym korporacji Google, a kwestie związane z transhumanizmem już teraz są przedmiotem zainteresowania różnych gremiów politycznych o światowym znaczeniu. W Ameryce działa The Transhumanist Party (Partia Transhumanistyczna), wystawiająca swojego kandydata na prezydenta, Istvana Zoltana.

O postępach inżynierii i technologii żywych tkanek a nawet organów, zwłaszcza w USA, PT wspominał w ostatnich latach kilkakrotnie. Unia Europejska nie pozostaje w tyle: finansuje m.in. The Blue Brain Project, czyli projekt stworzenia symulacji ludzkiego mózgu. Nauce i polityce towarzyszy rynek. Jeżeli za wspomaganie ludzkiego rozwoju uznamy rozwijanie wirtualnej rzeczywistości, internetowych asystentów czy osobiste, zaawansowane technologie elektroniczne, to rynek ten osiągnął w 2020 r. 84 mld dol. Analitycy przepowiadają dalszy rozwój w tempie 23% rocznie. Mocarstwa światowe – USA, Chiny czy Rosja zainteresowane są oczywiście poszerzaniem potencjalnych możliwości psychofizycznych człowieka jako żołnierza przyszłości. Będą to robiły niezależnie od tego, czy akurat transhumanizm jako idea jest tam popularny, czy też nie. „Terminator” zaprząta wyobraźnię nie tylko reżyserów filmowych.

Człowiek 4.0

W Polsce od lat środowiska akademickie i think-tanki organizują konferencje i sympozja poświęcone problematyce „człowieka przyszłości”. Ostatnia, prowadzona przez SI-Consulting pod hasłem Człowiek 4.0, koncentrowała się na możliwościach, jakie daje połączenie mózgu ludzkiego z komputerem, czy po prostu – ze sztuczną inteligencją. Dostrzeżono przyspieszenie tego trendu w czasie pandemii COVID-19 oraz inwazji technologii 5G.

Pewna granica została przełamana już w 2021 r., kiedy to firma Elona Muska podłączyła świński mózg do komputera i przymierza się do kontynuacji takich doświadczeń na małpach. Dalszym etapem są oczywiście doświadczenia na ludziach, które wzbudzają nie tyle zastrzeżenia moralne, co techniczne – zdaniem uczonych „neuroplastyczność” mózgu jest zaporą trudną do pokonania przy próbie zespolenia z technologią cyfrową.

Opinia publiczna także oczekuje raczej korzyści z komputeryzacji ludzi niż zagrożeń. Na konferencji Człowiek 4.0 przytoczono ciekawy raport firmy Kaspersky z badań opinii na ten temat. Otóż 53% ankietowanych w państwach Europy i Afryki Północnej uważa, że należy wprowadzać takie innowacje w imię poprawy jakości życia. We wszystkich krajach 40% uznało, że celem każdej augmentacji (czyli technicznej ingerencji w stan i rozwój narządów) człowieka jest poprawa ogólnego stanu zdrowia fizycznego oraz wzroku. Na wyobraźnię najbardziej działają, jak widać, pożytki z „naprawy” organizmu z użyciem nowych osiągnięć technicznych, a więc także urządzeń typu Internet of Bodies, czyli bezpośredniego połączenia organów naturalnych, protezowanych lub sztucznych z Internetem. Możliwości przejęcia sterowania takim organem przez nieokreślone siły są, jak widać mniej niepokojące.

Wiara w pozytywne skutki cyfryzacji prowadzi wielu do pragnienia implantacji smartfonów. Niezwykle wiele sobie obiecują po atrakcjach związanych z poszerzeniem własnych potencjałów zmysłowych i umysłowych. Mamy więc do czynienia ze swoistym szokiem przyszłości pod znakiem przekonania o wszechmocy technologii cyfrowych.

Dyskutanci na konferencji na ogół eksponowali jako główne zagrożenie, aplikacje militarne, a więc prace nad wytworzeniem „zrobotyzowanych agentów” w armii amerykańskiej, czy też – w przyszłości – cyborgów pola walki. Zagrożeniem jest tu nie tyle to, co się dzieje w wojskowości, lecz – jak wykazują wielowiekowe doświadczenia – łatwość przenikania technik militarnych do życia cywilnego. Jeżeli coś pojawia się w wojsku, to niebawem pojawi się w policji i innych służbach, później w świecie przestępczym, w mafiach i gangach itd., aż w końcu zwykli ludzie zadadzą decydentom pytanie: dlaczego każdy nie może mieć dostępu do tej technologii? Podobnie jest z każdym ekskluzywnym rozwiązaniem początkowo przeznaczonym do stosowania „w ściśle określonych sytuacjach” i starannie kontrolowanych. Wygląda na to, że transhumanizm we wszystkich swoich nurtach jest takim właśnie zakazanym owocem z Drzewa Wiadomości, i wcześniej, czy później zostanie zerwany.

Zygmunt Jazukiewicz

Logo transhumanizmu (wikipedia)

Boris Karloff w filmie Frankenstein z 1931 r. (Universal Studios, NBC Universal – Dr. Macro, Domena publiczna)

Promotor transhumanizmu Raymond Kurzweil

Arnold Schwarzenegger w filmie „Terminator – mroczne przeznaczenie”.

Plakat konferencji transhumanistycznej Człowiek 4.0

Implant do mózgu z chipem firmy Neuralink Elona Muska 

Promotor transhumanizmu Raymond Kurzweil