Kiedy człowiek wybiera się do sklepu po wino, to niby wiadomo, że chodzi mu w pierwszym rzędzie o trunek, a nie o jego opakowanie – ale jednak kupuje się przecież oczami! Świadomi tego, producenci win coraz więcej uwagi poświęcają etykietom naklejanym na butelki, zamieszczając na nich np. jakąś szokującą lub rozśmieszającą grafikę. Kupiłem ostatnio czerwone wino z hiszpańskiej Jumilli o ekscytującej nazwie „Time Waits For No One”, na którego etykiecie umieszczony został rysunek słonia z podpartą w połowie, przedłużoną trąbą i z jakimś drzewkiem (jakby krzakiem bawełny) rosnącym na grzbiecie. Nie rozumiem, co poeta miał na myśli – i w żaden sposób mi się to nie kojarzy ani z winem generalnie ani ze szczepem Monastrell, z którego je zrobiono ani z rocznikiem 2018, w którym powstało. Jakby ktoś miał jakieś sugestie w tej kwestii, chętnie się z nimi zapoznam.
Na etykietach inwencja producentów wina nie kończy się jednak. Ostatnio coraz dziwniejsze zaczynają być również same butelki. Coraz rzadziej sięga się po klasyczne, bordoskie lub burgundzkie kształty, a coraz częściej rozlewa się wino do dziwnych, jakby likierowych, niskich i walcowych lub baryłkowatych butelek. O ile standardowa butelka ma 30 lub więcej centymetrów wysokości (w przypadku Rieslingów nawet do 40 cm), to te nowe, pękate mają tych centymetrów góra 22–23 cm, za to są wyraźnie szersze (Æ10 cm zamiast standardowych Æ7 cm).
Wpadła mi ostatnio w ręce taka właśnie pękata butelka Primitivo „Lu Rappaio” z firmy Masca del Tacco; wino okazało się smaczne, więc zakup był udany, ale mając w sklepie do wyboru 10 innych „prymitywów” z Mandurii, chyba bym tego wina nie kupił, gdyby nie ta dziwna butelka…
Jeszcze dalej w tej kwestii poszedł producent australijskiego Shiraza „Kings of Prohibition” z Barossy. Butelka tego wina – to matowy, czarny, nieprzezroczysty walec, z którego wystaje ku górze krótka, wąziutka szyjka. Etykieta jest malowana na szkle – tło w kolorze starego złota, a na tym nazwa wina białymi literami o archaicznym kroju. Kto nie wierzy, niech zerknie na zdjęcie przy tytule felietonu! Dodać warto, że wino powstało w firmie Calabria Bros, która jest jednym z wybitniejszych producentów Shirazów w Barossie – i zainwestowanie w nie ok. 50 zł (Winezja) zdecydowanie się opłaciło, ze względu na niezapomniane wrażenia smakowe.
Malowanie na matowy czarny kolor lub po prostu stosowanie czarnych, zmatowionych butelek staje się powoli w winiarskim Nowym Świecie obowiązującą modą. Znana kalifornijska firma Delicato wypuściła ostatnio na rynek w serii „1924 Limited Edition” dwie takie butelki – jedną Gnarly Head Double Black Blend (sądząc po smaku – mieszankę Caberneta i Merlota), a drugą – no właśnie, ta druga, z jednoszczepowym winem Gnarly Head Double Black Cabernet Sauvignon była dużo ciekawsza, bo producent przy wytwarzaniu wina sięgnął po pomysł niestosowany dotychczas przez winiarzy.
Na czym ten pomysł polegał? Całą odpowiedź na to pytanie stanowi umieszczony na etykiecie napis “Bourbon Barrel Aged” (wino starzone w beczkach po burbonie). Beczki po winie wykorzystywano wcześniej – i owszem – do starzenia whisky, ale beczek po whisky do starzenia wina (czyli na odwrót) – raczej nie!
Za tym przykładem szybko poszły następne. Inna kalifornijska firma, znana z produkcji doskonałego Zinfandela ze starych krzewów, wykorzystała do starzenia swego wina „3 Finger Jack Red Blend” beczki po rumie, umieszczając następnie na etykiecie butelki dumny napis „Rum Barrel Aged”.
Miałem okazję spróbować obu tych win, dojrzewających w beczkach po mocnych alkoholach i – nie powiem – efekty tego eksperymentu oceniam jako nadzwyczaj ciekawe. Zobaczymy, co jeszcze wymyślą inni. Na razie – życzę wielu przyjemności przy degustowaniu tradycyjnych win. Na zdrowie! winny maniak
winny maniak