Kanikuła sprzyja różnym dziwnym pomysłom – człowiekowi chce się gdzieś wyjechać, coś przeżyć, może spróbować czegoś wyjątkowego… Dawny sezon ogórkowy został już praktycznie zagospodarowany przez polityków, więc intrygujących i bulwersujących informacji na pewno nie zabraknie nam żadnego sierpniowego dnia. To jednak tylko proza dnia codziennego, a gdzie marzenia? Spróbujmy sobie wyobrazić piękne okoliczności przyrody, fantastyczny i tani lokal (ha, ha – w końcu to tylko marzenia), świetne menu i rewelacyjne wino w kieliszku. To mogłoby wyglądać np. tak:
Jest wieczór, cieszymy się łagodną nadmorską bryzą, a tu na stół wjeżdża jako przystawka mus z wędzonej sielawy, obsypany chrupkim popcornem z kaszy gryczanej (to brzmi naprawdę ciekawie i smakuje oryginalnie), do tego lekko polany majonezem i podany na specjalnie przetworzonym buraku, któremu nadano postać i teksturę papierowego arkusika. Myślimy chwilę – co by tu do tego wypić, po czym zamawiamy rieslinga, np. Peth-Wetz (wersja niskobudżetowa) lub Georg Breuer Rudesheim Estate (jeśli mamy grubszy portfel).
Wino samo w sobie jest wprawdzie dość kwasowe, ale leciutko wędzona sielawa tłumi nieco tę kwasowość. Jedno pasuje do drugiego prawie idealnie; zastanawiamy się tylko, czy sos majonezowy nie jest w tym zestawieniu trochę zbyt słodki – ale w marzeniach możemy to przecież szybko poprawić!
Jak przystało na idealną kolację, po przystawce przychodzi kolej na zupę. Dzień jest raczej ciepły, więc decydujemy się na chłodnik ze szpinaku, selera naciowego, gruszki z truskawkami i pianą imbirową. Elegancki kelner proponuje nam do tego biały burgund Jean Chartron Hautes Cotes de Beaune; po degustacji wino okazuje się jednak zbyt delikatne, żeby udźwignąć dominujący smak selera. Również słodycz piany imbirowej nie pasuje do jego nutek beczkowych. Po namyśle decydujemy się na ekstraktywne, aromatyczne i dość ciężkie Quinta do Perdigao Encruzado z portugalskiego Dao, co okazuje się strzałem w 10-kę
A co potem? Jako pierwsze danie główne otrzymujemy pieczony filet z jesiotra z surowym kalafiorem i cukinią. Ryba jest bardzo delikatna i praktycznie niesłona, co znacznie utrudnia dobór wina. Jean Chartron Hautes Cotes de Beaune (to samo co poprzednio) tym razem kompletnie “przykrywa” delikatną potrawę, więc decydujemy się na proste Chardonnay Zarzal z hiszpańskiej Navarry. Pasuje lepiej, ale tylko trochę. W międzyczasie przychodzi nam do głowy pomysł dotyczący samego dania: a może kalafior warto było by trochę zblanszować?
Głównym punktem kolacji okazuje się być filet z perliczki sous-vide z selerem naciowym i malinami oraz puree z marchewki i plastrami pietruszki glazurowanymi w miodzie z oliwą szałwiową; do tego zamawiamy czerwone wino Foradori Teroldego Rotaliano z północy Włoch. Mięso jest zrobione perfekcyjnie, ale pietruszka wchodząca w skład dania bardzo słodka i jej połączenie z mocno taninowym i dość ostrym w wyrazie winem po prostu zgrzyta. Chyba lepsze byłoby tu jakiekolwiek Primitivo!
Na wieczór nie warto się przejadać, więc przechodzimy do deseru. Na stół trafia mus z białej czekolady z estragonem i truskawkami, a do niego – zasugerowane przez kelnera półwytrawne wino musujące Primo Franco Prosecco Valdobiaddene. Estragon kapitalnie wzbogaca smak tego deseru, ale równocześnie powoduje, że wino nie jest w stanie udźwignąć tej kombinacji.
Tyle marzeń – a może zresztą wcale nie marzeń? Ja tam (nie napiszę, gdzie, żeby nie narażać się na zarzut o kryptoreklamę) naprawdę byłem, miód i wino piłem -– i tylko ten paragon grozy! Sądziłem, że będzie dużo, ale rachunek i tak przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Tym, którzy chcieliby mieć przyjemność za mniejsze pieniądze, polecam MASI Tupungato Passo Doble – wino robione w Argentynie metodą taką, jak Valpolicella Ripasso we Włoszech. Smacznego!
winny maniak