Miesięcznik Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT

30. edycja plebiscytu Złoty Inżynier
Baner poziomy

Zdyskontować miejsce w szeregu

Z Profesorem Andrzejem H. Jasińskim[1] z Uniwersytetu Warszawskiego o kondycji innowacyjnej gospodarki polskiej rozmawia Zygmunt Jazukiewicz

– Większość nakładów na badania i rozwój (B+R) pochodzi z budżetu państwa, a większość potencjału B+R jest poza przemysłem, a więc daleko od rynku. Skutkiem może być (nie wiem, czy Pan Profesor to potwierdzi) branie tematów z sufitu, by zyskać granty.

– W czołówce Unii Europejskiej pod względem poziomu innowacyjności gospodarki są takie kraje, jak Szwecja, Finlandia, Dania, Niemcy, ostatnio Belgia, nie tylko dlatego, że wydają relatywnie najwięcej na badania i rozwój, ale również dlatego, że większość nakładów na B+R pochodzi tam z przedsiębiorstw i innych podmiotów gospodarczych, zazwyczaj prywatnych. Oznacza to, że tamtejsze firmy inwestują dużo we własne badania tzw. przemysłowe, a także zamawiają badania w uczelniach i innych instytucjach naukowych – zgodnie z ich, czyli firm, rozeznaniem potrzeb rynkowych. Stąd wzięło się powiedzenie, że badania przemysłowe „stoją bliżej rynku”. Nie podzielam jednak uogólniającego twierdzenia o tematach z sufitu. Wiele finansowanych przez granty projektów w zakresie badań podstawowych, zwłaszcza tzw. badań wolnych, może sprawiać takie wrażenie, które wynika ze specyfiki tej części prac badawczo-rozwojowych. Natomiast, jeśli chodzi o pytanie w nawiasie: wśród niektórych naukowców panuje przekonanie, że czasami ważnym kryterium przyznania grantu staje się PESEL; im starszy rocznik, tym gorzej dla kandydata.

– Poziom innowacyjności polskich firm ocenia Pan jako niski. Tylko czasem nowy software przynosi sukces, bo jest tani.

– No właśnie. To być może stanowi największą bolączkę innowacyjności w Polsce. Otóż, zdecydowana większość polskich innowacji oparta jest na pomysłach, pracach rozwojowych i wewnętrznych rozwiązaniach powstałych w firmach i grupach firm. Tymczasem zdecydowana większość potencjału B+R tkwi na zewnątrz, poza przedsiębiorstwami – w uczelniach i instytutach naukowo-badawczych. Tak więc, polskie firmy póki co powinny wdrażać przede wszystkim takie rozwiązania, które powstają w zewnętrznych instytucjach naukowych. A jest właśnie odwrotnie. Stąd tak niski poziom naszych innowacji i stąd tak ważna jest budowa i rozbudowa potencjału B+R w przedsiębiorstwach. Zgadzam się z Panem Redaktorem, że wiele drobnych zmian technicznych określanych jest niezasłużenie mianem: innowacje.

– Małe nakłady firm prywatnych na B+R wynikają z ich słabej akumulacji kapitału, a ta z kolei – z niskiego udziału innowacji. Błędne koło się zamyka. Jak je przerwać?

– Współczesna innowacja, a właściwie proces jej tworzenia to gra zespołowa w dwojakim sensie: zarówno wewnątrz przedsiębiorstwa, jak i w postaci współpracy z podmiotami zewnętrznymi (klientami, dostawcami, kooperantami i oczywiście z instytucjami naukowymi). Ścisła współpraca na linii: biznes-nauka to oczywisty wymóg pod adresem innowatorów. Tymczasem u nas zakres owej współpracy jest stosunkowo wąski, a ostatnio – niestety – jeszcze bardziej zmniejszył się, prawdopodobnie z powodu znacznego spadku poziomu zaufania w polskim społeczeństwie i gospodarce. Nauka i biznes to u nas nadal dwa dość odrębne światy. Natomiast – jeśli chodzi o niedostatek środków finansowych w małych i średnich firmach – ktoś kiedyś powiedział do przedsiębiorcy: „Jeśli brakuje Ci pieniędzy, to widocznie nie masz odpowiednich partnerów w biznesie”. Stąd bierze się ważna wskazówka dla przedsiębiorców.     

– Spółki Skarbu Państwa, mające relatywnie dobrą kondycję finansową powinny więcej łożyć na badania. Ale przecież Rząd liczy głównie na dywidendy do budżetu i zabiera im zyski.

– Ostatnio zakres ręcznego sterowania polską gospodarką powoli rośnie, zmierzamy w kierunku modelu kapitalizmu państwowego. Jeśli tak, to naturalnym działaniem naszego „Centrum” powinien być m.in. nacisk na przedsiębiorstwa państwowe i spółki Skarbu Państwa w celu zwiększania ich własnych inwestycji w B+R oraz wsparcia finansowego badań, np. w innych firmach czy instytucjach naukowych. Skoro ORLEN i inne spółki energetyczne hojnie sponsorują imprezy artystyczne, to dlaczego miałyby nie sponsorować nauki, tzn. badań naukowych? Sponsoring nauki w Polsce w zasadzie nie istnieje. Ale nie liczyłbym na to przy obecnej władzy.      

– Jak Pan oceni znaczenie “miękkich” czynników – wielowiekowy nawyk do ekstensywnego rozwijania gospodarki przez zwiększanie majątku, przewagę konsumpcji nad akumulacją, lekceważenie własności z powodu łatwości jej utraty wskutek rabunkowej polityki państw zaborczych oraz restrykcji wobec własności prywatnej w PRL-u itd.

– Największą rolę w działalności innowacyjnej przedsiębiorstw odgrywają dwa elementy strategiczne: ludzie i infrastruktura, ale niezbędne są czynniki „miękkie”, takie jak np.: wspomniane już zaufanie i partnerstwo, a także prawo własności intelektualnej (np. patenty), marketing, przedsiębiorczość korporacyjna (intrapreneurship). Określam je, jako okoliczności występujące w otoczeniu procesu innowacyjnego. Rzeczywiście, poziom czy skala ich występowania w Polsce jest dużo niższa niż w gospodarkach innowacyjnych. Nie doceniamy tych czynników, nie spelniają one u nas należnej im roli, np. pod względem patentowania rodzimych wynalazków jesteśmy na odległym miejscu w Unii Europejskiej. 

– Innowacyjność gospodarki jest funkcją potencjału wynalazczego ludzi, rozpoznania potrzeb rynku oraz kultury technicznej. Szwajcarski zegarek jest ceniony, dlatego że został wykonany z niespotykaną gdzie indziej precyzją techniczną gwarantującą niezawodność. Dlatego Polak Patek, a później Kudelski mogli osiągnąć sukces tylko w Szwajcarii. Co Pan o tym sądzi?

– To jest pytanie mające szerszą wymowę, niełatwe do udzielenia krótkiej odpowiedzi. Mam tu na myśli uwarunkowania ekonomiczne – takie jak: mechanizm konkurencji w gospodarce, nakłady krajowe na B+R traktowane jak inwestycje, sposób dystrybucji nakładów publicznych, oszczędności prywatne, które mogą być przeznaczone na B+R i inwestycje wdrożeniowe. (Zwrot „inwestycje w B+R” pojawia się tu nie-przypadkowo). Ważne są również te trzy czynniki, o których Pan wspomniał.  

– Czy można sobie wyobrazić utworzenie np. elitarnej formy szkół zawodowych najnowszych technologii, ze wstępnym egzaminem konkursowym, ale z utrzymaniem i gwarancją zatrudnienia w najlepszych firmach?

– Tak. Jak wiadomo, korzenie innowacyjności tkwią w systemie edukacji. W pełni popieram pomysł odtworzenia systemu szkolnictwa zawodowego, a zwłaszcza utworzenia sieci szkół zawodowych po to m.in., by zaszczepić młodym ludziom kulturę techniczną, a dorosłym oferować możliwość doskonalenia i przekwalifikowania się. Taka konieczność staje się coraz częstszym przejawem nasilającego się postępu technologicznego. Taki ma być Przemysł 4.0., który wymaga wręcz posiadania nowych kwalifikacji, umiejętności, a często i zmiany miejsca pracy.   

– Wydaje się, że nasi producenci do tego stopnia stracili wiarę w rodzimą jakość techniczną, że myślą tylko o przejmowaniu technologii zagranicznych, których fala ruszyła natychmiast po otwarciu granic. Czy istnieją, Pana zdaniem, bariery nie do pokonania, by rozwijać własne rozwiązania na bazie tych technologii?

– Musimy umieć dyskontować nasze „miejsce w szeregu”, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Mam tu na myśli m.in. włączanie takiej gospodarki, jaką jesteśmy, w tzw. międzynarodowe cykle rozwoju i życia produktu. I czerpać korzyści z tego tytułu. Pozwolę sobie tutaj na szersze spojrzenie „ideologiczne”. Polski nie stać na znaczące zwiększenie liczby odkryć naukowych czy wynalazków rewelacyjnych w skali całego świata. Zalecałbym obranie naśladowczej strategii innowacyjnej. Taką drogę rozpoczęła Japonia jeszcze przed II wojną światową, a potem twórczo rozwijała zakupione licencje; taką strategię udanie wdrażały Irlandia i Hiszpania po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Strategia imitacyjna to nie żaden wstyd; nie musi oznaczać, że staniemy się montownią na wieki wieków. Wymaga jednak odpowiedniego potencjału absorpcyjnego polskich firm plus zmiany mentalności naszych polityków i strategów.   

– Stosunkowo drobne innowacje uzupełniające lub z różnych względów nieopłacalne dla „wielkich” wymagają kosztownych badań, a sprzedaż jest ograniczona. Czy jest Pan tego samego zdania?

– Nie, nie zgadzam się z taką oceną wymienionych zjawisk. Umiejętność dostrzeżenia i wykorzystania niszy rynkowej czy wprowadzenia tzw. innowacji przyrostowej lub re-innowacji rozwijającej i unowocześniającej dotychczasowy produkt nie jest niczym złym. Podobną strategię obrała właśnie Japonia po drugiej wojnie światowej. Na przykład nasze start-upy posiadły umiejętność identyfikacji i lokowania się w niszach na rynkach nowych technologii, nie tylko w Polsce. Może więc, zamiast zajmować się przyszłym samochodem Izera, rząd powinien bardziej wspierać, nie tylko finansowo, polskie start-upy.

– Czy nasze firmy innowacyjne rzeczywiście cierpią z powodu nieuczciwych praktyk protekcjonistycznych w UE?

– W krajach wysokorozwiniętych stosowanie nieuczciwych praktyk konkurencyjnych nie jest domeną rządów czy innych władz centralnych. Są to patologie rynkowych zachowań przedsiębiorstw. Mechanizm konkurencji to bardzo wymagający, czasem uciążliwy proces. Polskie firmy też nie są „kryształowe” pod tym względem. W krajach Unii działają urzędy typu UOKiK, które rozpatrują m.in. skargi przedsiębiorców. Jeśli zaś chodzi o Pańskie pytanie, pamiętajmy o licznych korzyściach ekonomicznych z tytułu naszego członkostwa w Unii, a m.in.: olbrzymi eksport nie tylko produktów rolno-spożywczych, który stał się siłą motoryczną polskiej gospodarki; „eksport” siły roboczej do UE, który przynosi korzyści również dla naszej gospodarki; szeroki dopływ nowych technologii i wzorców menedżersko-marketingowych w ramach tzw. bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce.    

– Słabą stroną polskich firm innowacyjnych jest promocja i dystrybucja. Nie zdają sobie sprawy, że często wymaga to większych nakładów niż cały proces wdrożeniowy. Nawet państwo jest bezradne, nie umiejąc wykreować żadnej polskiej marki mimo wysiłków. Dlaczego?

– To prawda. Jako przykład mogą tu posłużyć koncerny farmaceutyczne, które wydają krocie na promocję nowych leków. Zasadniczą – obok braków finansowych – przyczyną tego, że tak mało mamy polskich marek o zasięgu światowym, jest relatywnie niski poziom nowoczesności, nowatorstwa pojawiających się polskich produktów. Jak już wspomniałem, bazują one głównie na własnych rozwiązaniach przedsiębiorstw, które dysponują niedostatecznym potencjałem B+R. Jak pisze np. prof. M. Mazzucato z Uniwersytetu Londyńskiego w książce Przedsiębiorcze państwo, do kreowania i wprowadzania innowacji na rynek, przedsiębiorstwa potrzebują, oprócz finansów, infrastruktury naukowo-technicznej i możliwości marketingowych.

– Japonia i „tygrysy” azjatyckie wykazały, że możliwy jest przeskok epoki technicznej do grona liderów innowacji i technologii w ciągu jednego pokolenia. Dlaczego powtórzenie tej drogi w Europie Środkowo-Wschodniej jest niemożliwe?

– Wydaje mi się, że można mówić o trzech grupach przyczyn niskiego poziomu innowacyjności gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej (EŚW):

– historycznych, kiedy gospodarki te tkwiły jeszcze w feudalizmie, w krajach zachodnich już od dawna budowano kapitalizm jako system oparty m.in. na wolności gospodarczej człowieka, własności prywatnej i mechanizmach konkurencji. Następnie przez wiele dekad tkwiliśmy w nierynkowym, nieefektywnym systemie gospodarki centralnie sterowanej,

 kulturowych: społeczeństwa krajów EŚW przez kilkaset lat były społeczeństwami zdominowanymi przez katolicyzm lub prawosławie, podczas gdy w wielu krajach Europy Zachodniej panował i nadal panuje protestantyzm, a jeszcze inne wyznania – w przywołanych przez Pana Redaktora krajach. Stąd systemy wartości poważnie różnią się między krajami EŚW a tymi wyżej wymienionymi. Pisał o tym np. prof. D. Dyker z Uniwersytetu Sussex w książce Catching up and falling behind,

– ekonomicznych (omówię na przykładowych pytaniach, które czasem zadawałem moim studentom). Otóż, które kraje członkowskie UE reprezentują największy wysiłek badawczo-rozwojowy, mierzony udziałem krajowych nakładów na B+R (tzw. GERD) w dochodzie narodowym (PKB)? Prawidłowa odpowiedź: pierwsze trzy to zazwyczaj kraje nordyckie. A które kraje unijne reprezentują najwyższy poziom innowacyjności gospodarki? Prawidłowa odpowiedź: podium okupują zwykle te same kraje nordyckie. Czy to przypadek? W takim razie, biorąc pod uwagę oba kryteria, który kraj jest zazwyczaj na czwartym-piątym miejscu? Polska (tyle że od końca rankingu). A więc to nie przypadek, że gospodarki o największym wysiłku finansowym w zakresie B+R są w czołówce najbardziej innowacyjnych gospodarek. Po prostu, życia nie da się oszukać: bez dużo większych inwestycji w B+R nie przybędzie więcej innowacji (w długim okresie). A więc, żeby dokonać „przeskoku epoki w ciągu jednego pokolenia”, należałoby już w tym roku dwukrotnie zwiększyć inwestycje w B+R i „tak trzymać”!

– Dziękuję za rozmowę.


[1] Prof. dr hab. Andrzej H. Jasiński pracuje na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Jego ostatnia książka nosi tytuł Współczesna scena innowacji: Wyzwania dla przedsiębiorców i menedżerów (Poltext, Warszawa, 2021).